Patrzę na zegarek , jest 20:15. Wszyscy siedzimy w salonie. Mike z Brad'em grają na gitarze i wspólnie śpiewamy kolędy. Spoglądam w prawo i widzę uśmiechniętą Maci,która radośnie nuci świąteczne piosenki. Opieram podbródek o gitarę,na której pomagam Rob'owi wybijać rytm. Nie chcę grać. Oni robią to zdecydowanie lepiej ode mnie. Rozglądam się dookoła. Wszyscy są szczęśliwi,radośni i uśmiechnięci. Tylko ja czuję się inny. Taki obojętny i przygnębiony. Oczywiście nie pokazuje tego na zewnątrz, bo zaraz bym miał rozmowę z Mikey'em. Zapomniałem zadzwonić do Charlie'go i Andy'iego, żeby, im złożyć życzenia. Jutro ich odwiedzę. W końcu młody musi dostać prezent od wujka. Przez te rozmyślanie całkowicie wyłączyłem się ze śpiewania. Po chwili ponownie zacząłem śpiewać wraz z przyjaciółmi. Nadal nie przestaje stukać opuszkami palców o gitarę. Po upływie 5 minut rozległ się dzwonek do drzwi. Delikatnie odkładam akustyka na bok, po czym wstaje.
- Przepraszam sprawdzę, kto to.- mówię i udaję się w stronę drzwi. Otwieram je i moim oczom ukazuje się mój brat z synem. Charlie miał na sobie czarny garnitur i ciemny płaszcz. Andy ubrany w szare jeansy i zieloną kurtkę spod,której wystawała czerwona koszula w kratę cały czas uśmiechał się w moją stronę.Nie mogę wydusić z siebie słowa jednak po chwili odwzajemniłem uśmiech i zaprosiłem ich do środka.- Przyłączycie się do nas ? -spytałem.
- Nie , nie chcemy przeszkadzać. Mogę jedynie zamienić z Tobą dwa słowa?- Charlie wyglądał na nieco zmartwionego i smutnego. Patrzył na mnie, jakby to była sprawa życia lub śmierci.
- Jasne wejdź. A, gdzie Linda i Sam?- odrzekłem, po czym kucnąłem- Cześć Andy- zwróciłem się do małego.- Wiesz co mam coś dla Ciebie.- powiedziałem z uśmiechem i wziąłem go na ręce i wraz z bratem ruszyliśmy w stronę salonu. - Więc nie wszyscy się znacie. To mój brat Charlie i jego syn Andy. A to Maci,Niki i Sophi resztę już znasz.- powiedziałem i postawiłem małego na ziemi. Spojrzałem w stronę Charlie'go ,który kiwną tylko głową. Podszedłem, więc do Mike'a. - Zostaniecie chwilę z Andy'm?
- Okej. Coś się stało?- spytał Mike.- Miny macie nietęgie.
- Nie wiem jeszcze nic. -odpowiedziałem- Niedługo wrócimy.- zwróciłem się do wszystkich. Moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Maci. Delikatnie się do mnie uśmiechnęła, na co odpowiedziałem jej tym samym. Wychodząc na zewnątrz zdjąłem z wieszaka moją kurtkę.- Mów co się dzieję. - zacząłem. Oboje szliśmy równym krokiem wokół osiedla. Wszędzie w oknach widać było choinki i całe rodziny spędzające wspaniały czas razem. Domy udekorowane światełkami wieczorem wyglądały cudownie. Mimo,że nie przepadam za świętami zawsze lubiłem spacerować wieczorem po mieście przyglądając się świątecznym ozdobom. Czułem się, wtedy taki spokojny. W tym roku również zamierzam podtrzymać tą tradycję.
- Pamiętasz jak Ci wspominałem o problemach zdrowotnych Lindy? -spytał niepewnie. Cały czas patrzył przed siebie jakby unikał mojego wzroku. Dobrze wiedziałem,że temat jego żony nie jest mu obojętny i wgłębi duszy przeżywał to, jak mały chłopiec.
- Doskonale pamiętam. Charlie czy coś się stało ? -spytałem nieco poważnym tonem.
- Sprawy się trochę pokomplikowały. Okazało się,że rehabilitacja jej nie pomaga i musimy wyjechać za miasto na jakiś tydzień do ośrodka.
- Rozumiem. Jeśli to ma jej pomóc to trzeba się poświęcić. -mówiłem to szczerze chodź nie bardzo przepadałem za żoną mojego brata. Zresztą ona czuję do mnie to samo co ja do niej. - Mam Wam popilnować domu?-spytałem.
-Właśnie, ale mamy jeden konkretny problem. Nie możemy wziąć ze sobą dzieciaków.- mówiąc co ustał i patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.- Z Andy'm nie ma problemu zostanie u dziadków, ale Sam.. -tu się zatrzymał.- Rodzice Lindy nie są już aż tak młodzi. Wspólnie z nią ustaliliśmy,że wolelibyśmy,żebyś to Ty zajął się małą przez ten czas. Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko. Wiem,że stawiam Cię pod ścianą, ale jesteś naszą ostatnią deską ratunku.
- Mam zostać sam z cztero-miesięcznym dzieckiem? - powiedziałem z rozchylonymi wargami. On chyba żartuje albo zgłupiał. Dobra posiedzieć w dzień mogę, ale cały tydzień? To nie dla mnie. Nigdy się nie opiekowałem tak małym dzieckiem.- Na prawdę to konieczne? Linda nie ma jakiś koleżanek,ciotek kogokolwiek? Nie zrozum mnie źle, ale no ... boję się. Nigdy nie zajmowałem się dziećmi a do tego takimi małymi. Nie chce jej czegoś zrobić.
- To tylko tydzień. Wystarczy ,że co 3 godziny dasz jej jeść położysz spać no i od czasu do czasu zmienisz pieluchę. - zaśmiał się- W tym ostatnim akurat sobie Ciebie nie wyobrażam, ale błagam Cię pomóż nam. W razie jakbyś sobie nie radził zostawię Ci numer do moich teściów i oni Ci pomogą. Odwdzięczę się. Nie wiem jeszcze jak, ale to zrobię.
- Nie podoba mi się to za bardzo. No, ale jesteś moim jedynym bratem, więc wypada mi pomóc.- powiedziałem z lekkim uśmiechem chodź w głębi duszy czułem strach i zdenerwowanie.- Kiedy wyjeżdżacie?
- Dziękuje Ci.- Charlie rzucił się na mnie- Jutro rano podrzucę Ci małą i jej rzeczy. Dziękuje Ci jeszcze raz. Masz u mnie dozgonną wdzięczność. - na jego twarzy w końcu zagościł szczery uśmiech za, którym tak bardo tęskniłem. Nie widziałem brata już dość długo.
- Jutro ? -zrobiłem wielkie oczy.- A jakieś łóżeczko czy coś? Mam to sam składać?
- To nic wielkiego. Łóżeczko powinno być Twoim najmniejszym zmartwieniem.- po raz kolejny już zaśmiał się.- W środku będzie instrukcja. Dasz radę. - staliśmy już pod domem. Niepewnie otworzyłem drzwi i zostawiając kurtkę na wieszaku wszedłem do salonu. Mike,Niki i Maci bawili się z Andym zabawkami ,które mu kupiłem. Mały był wniebowzięty.
- Gdzie reszta? -spytałem.
- Pojechali odwiedzić swoje rodziny.- powiedział uśmiechnięty Spike.
- Andy chodź musimy już jechać.
- Już? Czemu tak szybko? -spytałem.
- Musimy wracać do Lindy. Została sama z Sam a w tym stanie nie jest jej łatwo opiekować się córką. Poza tym jak będziesz chciał się spotkać z młodym tu masz adres rodziców Lindy. Zawsze możesz wpaść,jesteś tam mile widziany. - uśmiechnął się do mnie i wręczył kawałek kartki. Andy w podskokach podbiegł do nas .
- Fujek! Fujek! -krzyczał- Dzientuje za plezenty. Som supel.- z wielkim uśmiechem na twarzy ciągnął mnie za nogawkę od spodni. Przykucnąłem, więc.
- Nie ma za co. Niedługo się zobaczymy i, wtedy razem się pobawimy. Okej? -spytałem przybijając z, nim piątkę.
- Dobla.
- Chaz jeszcze raz wielkie dzięki. Wiem,że to będzie Twój najgorszy tydzień w życiu, ale wierzę w Ciebie. -odrzekł Charlie wychodząc wraz z Andym. Stałem chwile oparty o drzwi głośno oddychając. Zastanawiałem sobie, jak ja sobie poradzę z Sam. Nie mam przecież żadnego doświadczenia.
- Najgorszy tydzień w życiu? - z rozmyślań wyrwał mnie Mike.- W coś ty się znów wpakował?
- Teraz dopiero zdałem sobie sprawę,że jestem w głębokiej dupie. -powiedziałem siadając na sofie. Obok mnie siedziała Maci zaś Niki i Spike stali na przeciwko nas. Przejechałem dłońmi po twarzy. - Mam przez tydzień zająć się Sam. -rzuciłem po cichu.
- Czy ja dobrze usłyszałem? -dopytywał- Sam? Ty i niemowlak ? O stary! -powiedział śmiejąc się.
- Tak wiem. No a miałem inne wyjście? Muszę mu pomóc. - odpowiedziałem.
- Z jednej strony dobrze zrobiłeś, ale z drugiej...-tu przerwał i uśmiechnął się- chcę Cię zobaczyć w roli dobrego wujka.
*** 30 minut później***
- Same chciały oglądać ten film a teraz śpią.-zaśmiał się Mike. Razem staliśmy w salonie patrząc na kanapę ,na której spałą Niki z Maci.- Chyba za dużo wina poszło dziś.
- No to na pewno.-uśmiechnąłem się i wziąłem w dłoń 2 butelki wina i kieliszki. Zaniosłem wszystko do kuchni.
- My się zbieramy. Muszę ją jakoś do domu dowieźć.- Mikey stał właśnie w korytarzu trzymając Nicole na rękach.
- Okej. Dzięki za wszystko. Daj znać jak dojedziecie. -powiedziałem z uśmiechem zdejmując marynarkę i kładąc ją na fotelu.
- To my dziękujemy za kolację. Pamiętaj,że jak będziesz miał problem to dzwoń. Teraz przyda Ci się każda para rąk do pomocy.
- Dziękuje. -odpowiedziałem podwijając rękawy od koszuli.- To do jutra. -rzuciłem.
- Cześć. -powiedział i wyszedł.
Podszedłem do sofy i delikatnie wziąłem Maci na ręce. Po cichu zaniosłem ją do pokoju i położyłem na łóżko. Zdjąłem jej buty oraz przykryłem ją kocem. Wychodząc z pomieszczenia ostatni raz rzuciłem spojrzenie w jej stronę. Na tym wielkim łóżku wydawała się tak mała i bezbronna. Czerwień jej ścian w połączeniu ze światłem księżyca idealnie wypełniała przestrzeń pokoju. W, której nie było nic prócz łóżka i małej komody. Zamknąłem drzwi i ruszyłem w stronę łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Odkręciłem wodę. Tego było mi trzeba. Zimnego prysznicu. Dopiero teraz dotarło do mnie,co się wydarzy jutro. Bałem się, jak nigdy. Jednak wiedziałem,że nie jestem z tym sam. W końcu mam przyjaciół,którzy zaoferowali mi pomoc. Po 10 minutach wyszedłem z kabiny, starannie się wytarłem i włożyłem czarne bokserki. Umyłem zęby i wróciłem do swojej sypialni. Położyłem się na łóżku. Jedną rękę podłożyłem sobie pod głowę i wpatrywałem się ślepo w sufit. Nie mogłem usnąć. Minęło 10,15,20,25 minut. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi.
**** Maci ****
Otwieram powoli oczy. Jakim cudem znalazłam się w pokoju? No tak Chester mnie przyniósł. To był najwspanialszy dzień w moim życiu. Chciałabym,żeby było tak, na co dzień. Maci ogarnij się za dużo marzysz ostatnio. Spoglądam na nadgarstek i na bransoletkę,która się na, nim znajduje. Pocałowałam Go! Co mi strzeliło do tego pustego łba. Muszę Go przeprosić. Wiem,że on nadal kocha Viktorię a ja się rzucam na niego jak jakieś zwierzę. Tak przeprosiny to najlepszy pomysł jaki mi dziś przyszedł do głowy. Wstaję i patrzę w lustro. Najpierw zdejmę tą sukienkę. Sięgam do komody po jakąś luźną koszulkę i shorty. Wkładam je, po czym na palcach wychodzę z pokoju. Wpatruję się w drzwi od jego sypialni jakby były czymś niemożliwym i nieosiągalnym. Po części tak jest, ale chce tylko przeprosić. Powiem co mam powiedzieć i znikam. Biorę głęboki oddech, po czym delikatnie pukam. Nikt nie odpowiada. Śpi. Może to i lepiej. Odwracam się na pięcie, kiedy słyszę otwierające się drzwi.
- Coś się stało? -pyta Chazy. Odebrało mi mowę. Czemu mam tak zawsze, jak widzę go bez koszulki? Zwariowałam? Nie , nie tylko ja przecież miliony kobiet na świecie czuje to samo widząc jego nagi tors. Jednak na żywo to zupełnie inna bajka. Jego tatuaże są jakby żywe. Jego historia zawarta na przepięknym ciele. Jest idealny w każdym calu.- Maci? - pyta po raz kolejny. Właśnie zorientowałam się,że wpatruje się w jego klatę z niemal uchylonymi wargami.
- Tak... nie. Możemy porozmawiać?- odpowiadam po długiej chwili ciszy.
- Jasne. Wejdź i tak nie mogę usnąć. -odrzekł otwierając drzwi i zapraszając mnie do środka. Posłusznie wchodzę i podążając za, nim siadam na łóżku. Po drodze włożył czarne jeansy. Modliłam się,żeby włożył również koszulkę, inaczej ciężko będzie mi skupić się na jakiejkolwiek rozmowie. Jednak musiałam się zebrać w sobie i powiedzieć co czuję. Nie chcę tego ukrywać.
- Na wstępie chciałam Cię przeprosić za tą scenę przy choince. Nie potrzebnie tak na Ciebie naskoczyłam. Wiem,że ty nadal ... -nie zdążyłam jednak dokończyć, gdyż wszedł mi w pół słowa.
- Przepraszam,że Ci przerywam, ale chcę, żeby wszystko było jasne między nami. To co było z Viki minęło i nigdy, ale to nigdy nie wróci.- powiedział mocno akcentując ostatnie słowa.- Po tamtej akcji dotarło do mnie jaka ona jest. Dlatego nie mówmy o niej więcej. Wymazałem ten okres z pamięci i nie chcę do niego wracać. Postanowiłem zacząć wszystko od nowa.
- W takim razie nie będę Cię za nic przepraszać. Wybacz, ale ten pocałunek... chciałam to zrobić. A, skoro nie ma przeszłości nie mam już żadnych wyrzutów sumienia.
- I to mi się podoba.- odrzekł a na jego twarzy pojawił się on: olśniewający,szeroki amerykański uśmiech. A ja jestem zagubiona. Również się śmieje jak wariatka. Jak mogłabym nie zareagować na obecną w jego uśmiechu radość?
- Cieszę się,że wszystko się wyjaśniło.- odpowiedziałam.Wstaję i udaję się w stronę drzwi. Czuję,jego wzrok na moim ciele. Chwilę później stoję oparta o ścianę a on chwyta obiema dłoni moją twarz, tak bym musiała spojrzeć w te płomienne i pełne determinacji oczy. Robię gwałtowny wdech i jego usta spadają na moje. Całuje mnie żarliwie.Nasze zęby się zderzają, a po chwili jego język wdziera się do mych ust. Pożądanie eksploduje we mnie niczym fajerwerki na Sylwestra i odwzajemniam jego pocałunek z równym zapałem, wplatam palce w jego włosy i mocno przyciągam go do siebie. Z naszych gardeł wydobywa się cichy jęk. Jego niski dźwięk odbija się echem w moim ciele. Jego dłoń wędruje przez moje ciało i zatrzymuje się na udzie. Natarczywe palce wbijają się w skórę. Przerywa pocałunek. Oczy mu płoną pożądaniem,jeszcze bardziej rozpalając krążącą w mych żyłach krew. Próbuję wciągnąć do płuc odrobinę cennego powietrza. - Może lepiej sobie pójdę. Potrzebujesz dużo snu w końcu jutro czeka się ciężki dzień. - odpowiadam już z nieco bardziej ustabilizowanym oddechem.
- Ciebie potrzebuję bardziej Maci. Przez tych kilka ostatnich dni czułem się tragicznie. Instynkt mówi mi,żebym się z Tobą nie wiązał, żebym dał Ci wolną rękę,że nie zasługuję na Ciebie. -Milknie na chwilę.- Patrzyłem dziś na Ciebie jak spałaś. Wyglądałaś tak beztrosko i ślicznie. Nie znaczy to , że teraz nie wyglądasz ślicznie, ale widzę,że coś Cię martwi. Jestem egoistą. Pragnąłem Cię od chwili, kiedy spotkałem Cię w barze. Jesteś wyjątkowa, uczciwa,ciepła ,silna, dowcipna ... lista nie ma końca. Podziwiam Cię. Pragnę Ci, a myśl,że mógłby mieć cię ktoś inny,jest niczym nóż,obracający się w ranie mojej mrocznej duszy.
Po moich policzkach spływają łzy. I w tej chwili czuję jego delikatne,męskie dłonie ,które starannie wycierają je. Czyli on czuje do mnie to, co ja do niego. Nie wiem, co powiedzieć. Trzymamy się za dłonie i patrzymy prosto w oczy. Jego wzrok jest taki stanowczy i rozpraszający. Nie mogę się skupić.
- O czym myślisz?- pyta wyrywając mnie z rozmyśleń.- Tak Maci kocham Cię tak samo, jak Ty mnie. - odpowiada. Zrobiłam wielkie oczy. Czyta mi w myślach? Czy aż tak bardzo to po mnie widać,że oszalałam na jego punkcie? Nachylam się i składam na jego ustach niewinny i krótki pocałunek.
- Też Cię kocham. -wyznaję.- Dzisiejszy dzień był dla mnie naprawdę wspaniały... -znów wszedł mi w pół słowa. Dżinsy prowokacyjnie zwisają z jego bioder a zza paska wyłania się gumka bokserek.
- Chciałem tylko zauważyć,że dzień się jeszcze nie skończył.- tu zaśmiał się. Wziął mnie na ręce, po czym delikatnie położył na łóżku. Jego uśmiech jej zarażający. Chwile potem oboje uśmiechamy się. Czuję,że jestem spięta. Ja zwykła szara dziewczyna i Chester Bennington. To jest tak realne,że aż nie możliwe. Cieszę się,że w końcu wyznałam mu to, co czuje jednak obawiam się reakcji innych. Co na to reszta LP? Jego znajomi? Nie chcę ,żeby się mnie wstydził. Po raz kolejny wyrwał mnie w rozmyśleń.- Kochanie nie myśl teraz o smutnych rzeczach.- prosił.- Cieszmy się razem tą chwilą. -delikatnie się uśmiechnął ściągając moją koszulkę. Szybko udzielił mi się jego dobry humor. Po kilku minutach oboje byliśmy nadzy i rozkoszowaliśmy się tą cudowną chwilą,która mogła trwać wiecznie. Jego pocałunki docierały wszędzie. Po całym ciele przechodziły mnie ciarki. Nasze oddechy były przyspieszone. Jest taki delikatny a jednocześnie męski. Palce mam wplątane w jego włosy,a owładnięte gorączko usta delektują się wargami Chestera.- Wiesz,jak wiele dla mnie znaczysz?- szepcze mi do ucha.- Gdyby coś Ci się stało przeze mnie...- urywa, gdyż w tej chwili składam na jego ustach czuły pocałunek.
*******************************
Przez zasłony wdziera się lekkie światło. Zerkam na zegarek. Jest 8:00. Maci! Już dawno powinniście być na nogach. Odwracam się na drugi bok. Nie mam odwagi go obudzić. Przez sen wygląda tak słodko,bezbronnie. Przejeżdżam palcem, bo jego nagim torsie. Jego jedyna reakcja na mój dotyk to ciarki. Nadal śpi. Nigdy nie przyglądałam się jego tatuażom z bliska. teraz jest na to najlepszy moment. Zaczynam od rąk. Te płomienie wyglądają niczym jego oczy wczorajszego wieczoru. Dokładnie przyglądam się każdemu z tych arcydzieł. Powoli wstaję. Zakładam bieliznę i białą koszulę Chestera, która niechlujnie wisi na krześle. Wchodzę do łazienki. Postanawiam wziąć szybki prysznic. Chwilę później stroję przed dużym lustrem i przyglądam się uważnie mojej twarzy . Blada jak zawsze a jeszcze mam ciemne sińce pod zbyt dużymi oczami. Wyglądam mizernie. Jakbym nie spała całą noc. Uśmiecham się sama do siebie. No tak w końcu jej nie przespała. Tuszuję rzęsy,maluję eyelinerem cienką kreskę na górnej powiece i szczypię policzki w nadziei na uzyskanie odrobiny koloru. Układam włosy tak,że opadają mi na plecy i biorę głęboki oddech. To musi wystarczyć.
**** Chester ***
Nie ma jej. Dłonią przeszukuję drugą połowę łóżka. Słyszę jednak , że jest w toalecie. Biorę głęboki wdech, po czym siadam na skraju łóżka dłońmi przeczesując włosy. Wkładam czarno-białą koszulę w kratę i zwykłe jeansy. Słyszę dzwoniący telefon. Nerwowo przeszukuje pokój w jego poszukiwaniu.
- Halo?- pytam
- Chester przepraszam,że tak Ci zawracam głowę, ale są małe zmiany planów.
- Charlie mów co się stało? - odpowiadam nieco zachrypniętym głosem.
- Okazało się,że Linda zostaje w domu, więc nie musisz się zajmować Sam. Przepraszam, ale muszę kończyć dzieciaki wołają.- odrzekł radosnym głosem i rozłączył się.
Odłożyłem telefon i odetchnąłem z ulgą.
**** Tydzień później ****
Jest Sylwester. Wszyscy razem idziemy na przyjęcie. Zapowiada się świetna zabawa. Wszyscy ubrani w garnitury i suknie wieczorowe pewnym krokiem kroczymy przed siebie. Mike jest z Nikki, Brad z Sophi, Dave,Rob i Joe również idą ze swoimi dziewczynami. A ja i Maci kroczymy na przodzie w ciszy. Przez ten tydzień nie mieliśmy okazji szczerze porozmawiać. Ciągłe próby przed koncertem spowodowały,że nie bywałem często w domu. Czuję,że czasem Maci zerka na mnie ukradkiem. Wiem, że to ja powinienem zrobić ten pierwszy krok,dlatego delikatnie chwytam ją za dłoń i splatam nasze palce. Robiąc to patrzę w jej stronę oczekując jakiejkolwiek reakcji. Widzę jak szeroko się uśmiecha i po chwili nasze spojrzenia się spotykają. Odwzajemniam jej uśmiech, po czym przytulam ją i całuję w usta. Nie obchodzi się to bez komentarzy chłopaków jednak w tej chwili liczy się tylko ona. Kilka minut później jesteśmy już na miejscu.
*** Maci ****
Podchodzimy do dużego,białego namiotu wyglądającego jak weranda, który obwieszony jest papierowymi lampionami. Pod, nim błyszczy czarno-biały parkiet do tańca. Nieopodal znajduje się scena, na której gra nie znamy mi zespół jakąś wolną piosenkę. To zupełnie nie podobne do chłopaków. Na co dzień grają w kapeli nu metalowej a teraz w garniturach przy wolnej muzyce. Kawałek dalej znajduje się kolejny namiot, a w, nim elegancko nakryte stoły oraz krzesła. Przy wejściu zostajemy poczęstowani kieliszkiem szampana.
Wieczór mija szybko, lecz bardzo przyjemnie. Mam za sobą kilka tańcy. Pierwszy oczywiście z Chesterem a kolejne z każdym z chłopaków. W przerwach wszyscy razem siadamy i jemy. Za 5 minut będzie Nowy Rok.
- Mogę Panią na chwilę porwać? - pyta uśmiechnięty Chester. Kiwam potwierdzająco głową z uśmiechem na twarzy. Nasz spacer nie trwa długo,gdyż zatrzymujemy się nad brzegiem małej rzeczki. Krajobraz zapiera dech w piersiach. Księżyc odbijający się od wody wygląda magicznie jak w bajce. - Chciałem Ci podziękować za ten rok. Dzięki Tobie przynajmniej jego końcówka była wspaniała.- mówił patrząc mi prosto w oczy nadal trzymając mnie za dłoń.- To dzięki Tobie jestem tu, a nie w ciemnym pokoju,w którym miałem nadzieję spędzić resztę życia. To wszystko, co u mnie zmieniło się na plus to tylko i wyłącznie Twoja zasługa. Jestem Ci, za to dozgonnie wdzięczny. - powiedział i, kiedy ludzie zaczęli odliczać 3-2-1 złożył na mych ustach czuły pocałunek,który odwzajemniłam. Chester przesuwa się tak,że stoi za mną i mocno mnie obejmuje. Nagle ku niebu mkną dwie race , po czym wybuchają nad zatoką z ogłuszającym dźwiękiem, rozświetlając wszystko deszczem czerwonych i białych iskier odbijających się w spokojnych wodach zatoki. Opada mi szczęka, kiedy widzę kolejne racę wystrzelone w niebo z coraz to piękniejszymi kolorami. Nigdy nie widziałam tak imponujących sztucznych ogni no może w telewizji, ale na żywo wygląda to o niebo lepiej. Huk za hukiem, światło za światłem. Twarz zaczyna mnie poleć od szerokiego uśmiechu. Zerkam na Chaza z, nim jest to samo. Opiera się brodą o moje ramię i tak ja ja podziwia ten wspaniały widok niczym dziecko. Po wspaniałym przedstawieniu wracamy na parkiet tańcząc,jedząc i pijąc do białego rana.
Z racji,że jutro Sylwester życzę Wam udanej i szampańskiej zabawy. Nie spijcie się za bardzo :) I przede wszystkim oby 2014 był lepszy niż 2013. <3
I pytanie mam pisać tak jak teraz czy wrócić do 3 osoby ? :D
*.* Jak czytałam o tej imprezie pod gołym niebem to mi się skojarzyło wesele w Harrym Potterze. xD Wiesz, że mi się podoba, jak zawsze. ;] Uwielbiam twój styl pisania, co tu dużo gadać. Chyba jednak wolę jak piszesz w 3 osobie, jakoś wygodniej mi się czyta. :p SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU. ;*
OdpowiedzUsuńJeeju, świetne! <3 Maci + Chester, asdfghjkl *-*
OdpowiedzUsuńi ten Sylwester, takie perf zakończenie roku i rozpoczęcie nowego :'')
Hm, mi to tam obojętne, jak piszesz, podobają mi się wszystkie wersje :D
ii dodałam przed momentem 6 rozdział, wpadnij jeśli chcesz :D
http://thisissempiternal-bmth.blogspot.com/2013/12/6.html
Zajebiste <3333333333333333 SZCZĘŚLIWEGO NOWEGO ROKU, ŻEBYŚ SIĘ JUTRO W 3 DUPY NAJEBAŁA :3 u mnie nowy :3
OdpowiedzUsuńUhu.Dawno nie czytałam czegoś takiego, nie licząc oczywiście tych pociągających bennod... tak, jesteś pierwsza z takim tekstem.
OdpowiedzUsuńRozdział baaardzo mi się podobał, ale szkoda, że Chazy nie zaopiekuje się dzidzią.
(Czujecie to? Chester i niemowlak.. AWWWWWW *~~~~*)
Fajny sylwester... Sama bym się gdzieś wyrwała (niestety czeka mnie party hard z młodszą siostrą i babcią xD)
I te race... Hmmm, milusio ^^
Okej to jeszcze na zakończenie, zapytam się kiedy masz urodzinki? Bo chcę moim wszystkim czytelnikom zrobić prezenty z tej okazji, więc Ciebie oczywiście nie chcę pominąć :-)
Weny i cudownego Sylwestra oraz genialnego 2014 :D
do planu z dzidzią na pewno wrócę teraz z niego zrezygnowałam,żeby nie było za długo :)
Usuńurodziny mam dopiero 20 października :)
wzajemnie ;*
Ha! Przeczytałam! Bądź ze mnie dumna :3 xD
OdpowiedzUsuńNarobiłaś błędów, tyle powiem ;-;
Taa, 'ależ ja się znam... nie mam prawa cię pouczać'... Ale lubię moją szczerość na każdym kroku :)
Ogólnie to rozdział świetny, taki jakiś... inny? Nie wiem... :P
Ale Czesiek i bahorek musi być :3
Także weny :D
*o* czasem brak mi slow. Nie wiem jak opisac, skomentowac ten rozdzial. Byl taki.. inny. Taki lepszy. Pdobal mi sie bardzo. Dlaczego ty tak dobrze potrafisz opisywac szczesliwe sceny? Ja doe tylko do smutow nadaje.. no nie przynudzam. Na prawde nie wiem jak to opisac. Brak mi slow. Hah. Jest okolo 1 w nocy. Ja czytam co napisalas i sama staram sie cos napisac do siebie :D zarywam noce..
OdpowiedzUsuńOk ka spadam. Szczesliwego, pjanego, radosnego.. Weny!
Jak zawsze bosko *.* ... Życze Ci , żebyś jak najmilej spędziła ostatni dzień tego roku ;) .... Oby 2014 był dla cb wyjątkowy :) ...
OdpowiedzUsuńPisz tak jak jest... według mnie lepiej się czyta ;)
... U mnie nowy
To znowu ja z reklamą :3 Nowy u mnie :D
OdpowiedzUsuńOo jak słodko *.* Kolejny genialny rozdział, ale to już pewnie wiesz :) Zapraszam na nowy do mnie, pozdrawiam i życzę weny.
OdpowiedzUsuńhttp://i-lose-my-mind.blogspot.com/
Tak tylko informuję, że kolejny u mnie.
Usuńhttp://i-lose-my-mind.blogspot.com/
I znów ja z nowym :3
OdpowiedzUsuńu mnie rozdział 7 c:
OdpowiedzUsuńhttp://thisissempiternal-bmth.blogspot.com/2014/01/7.html
Jejku, przepraszam, że tak późno. Ale no dobra, przejdę do rzeczy..
OdpowiedzUsuńRozdział jak najbardziej super! Bardzo mi się spodobały wszelkie opisy i inne takie, czyli to, czego mi ostatnio brakowało. Jest super!
Ja też odetchnęłam z ulgą, gdy Chester odebrał wiadomość, że jednak nie będzie się opiekował tą dzidzią. Ale równocześnie trochę się rozczarowałam, bo od razu mnie to zafascynowało i wyobrażałam sobie ten tydzień jako obrzydliwie pracowity i nie do ogarnięcia..
"Oczywiście nie pokazuje tego na zewnątrz, bo zaraz bym miał rozmowę z Mikey'em." - ten fragment jest dla mnie w pewnym sensie zabawny, bo to brzmi, jakby rozmowa Mike'em była czymś w rodzaju kary za zły humor. Mike taki ojciec, Chester taki dzieciar. Ojeju. XD
Wszystko zapiera dech w piersiach, świetna akcja. Dobrze, że wreszcie Maci i Chazzy sobie to wyjaśnili. Teraz to tylko trzymać kciuki za naszą słodką parkę. :3
No to ja lecę, bo muszę się jeszcze z niemieckiego pouczyć.. ugh.
Weny Ci życzę :)
(u mnie nowy rozdział. luknij, jak będziesz miała ochotę :3)
Zapraszam na wymordowany 24 u mnie :)
OdpowiedzUsuńjeju ja tak późno ;____;
OdpowiedzUsuńrozdział oczywiście MEGA, nie mam się co rozpisywać, gdyż wszyscy to wiedzą ;D
spóźnione życzenia noworoczne <33
Zajebisty rozdział, życzę weny.
OdpowiedzUsuńZapraszam do siebie :)
Cześć! Ja tylko z chamską reklamą :wczoraj pojawił się u mnie shot i 25 rozdział (kumulacja wow, Bennoda szaleje wow, uszanowanko wow)
OdpowiedzUsuńTak więc zapraszam do czytania i komentowania :P
Ach, dziewczyno! Z opóźnieniem pragnę Ci powiedzieć, że u mnie pojawiły się dwa nowe rozdziały, których Ty nie miałaś najwidoczniej okazji zobaczyć. Miło by było, gdybyś wpadła! :D Przepraszam za spam i, i i.. no w ogóle XD
OdpowiedzUsuńNo a kiedy następna część u Ciebie? ;___; Czekamy! :(
Zapraszam http://we-are-a-broken-people.blogspot.com/ :)
OdpowiedzUsuńJest tu ktoś jeszcze? :C tęsknimy
OdpowiedzUsuń54 year old Staff Accountant III Florence Pedracci, hailing from Madoc enjoys watching movies like The Golden Cage and amateur radio. Took a trip to Garden Kingdom of Dessau-Wörlitz and drives a Ferrari 275 GTB/4 ART Spyder Alloy. zobacz na tej stronie internetowej
OdpowiedzUsuń