poniedziałek, 30 grudnia 2013

Rozdział 26

***Chester *** 
Patrzę na zegarek , jest 20:15. Wszyscy siedzimy w salonie. Mike z Brad'em grają na gitarze i wspólnie śpiewamy kolędy. Spoglądam w prawo i widzę uśmiechniętą Maci,która radośnie nuci świąteczne piosenki. Opieram podbródek o gitarę,na której pomagam Rob'owi wybijać rytm. Nie chcę grać. Oni robią to zdecydowanie lepiej ode mnie. Rozglądam się dookoła. Wszyscy są szczęśliwi,radośni i uśmiechnięci. Tylko ja czuję się inny. Taki obojętny i przygnębiony. Oczywiście nie pokazuje tego na zewnątrz, bo zaraz bym miał rozmowę z Mikey'em. Zapomniałem zadzwonić do Charlie'go i Andy'iego, żeby, im złożyć życzenia. Jutro ich odwiedzę. W końcu młody musi dostać prezent od wujka. Przez te rozmyślanie całkowicie wyłączyłem się ze śpiewania. Po chwili ponownie zacząłem śpiewać wraz z przyjaciółmi. Nadal nie przestaje stukać opuszkami palców o gitarę. Po upływie 5 minut rozległ się dzwonek do drzwi. Delikatnie odkładam akustyka na bok, po czym wstaje. 
- Przepraszam sprawdzę, kto to.- mówię i udaję się w stronę drzwi. Otwieram je i moim oczom ukazuje się mój brat z synem. Charlie miał na sobie czarny garnitur i ciemny płaszcz. Andy ubrany w szare jeansy i zieloną kurtkę spod,której wystawała czerwona koszula w kratę cały czas uśmiechał się w moją stronę.Nie mogę wydusić z siebie słowa jednak po chwili odwzajemniłem uśmiech i zaprosiłem ich do środka.- Przyłączycie się do nas ? -spytałem. 
- Nie , nie chcemy przeszkadzać. Mogę jedynie zamienić z Tobą dwa słowa?- Charlie wyglądał na nieco zmartwionego i smutnego. Patrzył na mnie, jakby to była sprawa życia lub śmierci. 
- Jasne wejdź. A, gdzie Linda i Sam?- odrzekłem, po czym kucnąłem- Cześć Andy- zwróciłem się do małego.- Wiesz co mam coś dla Ciebie.- powiedziałem z uśmiechem i wziąłem go na ręce i wraz z bratem ruszyliśmy w stronę salonu. - Więc nie wszyscy się znacie. To mój brat Charlie i jego syn Andy. A to Maci,Niki i Sophi resztę już znasz.- powiedziałem i postawiłem małego na ziemi. Spojrzałem w stronę Charlie'go ,który kiwną tylko głową. Podszedłem, więc do Mike'a. - Zostaniecie chwilę z Andy'm? 
- Okej. Coś się stało?- spytał Mike.- Miny macie nietęgie. 
- Nie wiem jeszcze nic. -odpowiedziałem- Niedługo wrócimy.- zwróciłem się do wszystkich. Moje spojrzenie spotkało się ze spojrzeniem Maci. Delikatnie się do mnie uśmiechnęła, na co odpowiedziałem jej tym samym. Wychodząc na zewnątrz zdjąłem z wieszaka moją kurtkę.- Mów co się dzieję. - zacząłem. Oboje szliśmy równym krokiem wokół osiedla. Wszędzie w oknach widać było choinki i całe rodziny spędzające wspaniały czas razem. Domy udekorowane światełkami wieczorem wyglądały cudownie. Mimo,że nie przepadam za świętami zawsze lubiłem spacerować wieczorem po mieście przyglądając się świątecznym ozdobom. Czułem się, wtedy taki spokojny. W tym roku również zamierzam podtrzymać tą tradycję. 
- Pamiętasz jak Ci wspominałem o problemach zdrowotnych Lindy? -spytał niepewnie. Cały czas patrzył przed siebie jakby unikał mojego wzroku. Dobrze wiedziałem,że temat jego żony nie jest mu obojętny i wgłębi duszy przeżywał to, jak mały chłopiec. 
- Doskonale pamiętam. Charlie czy coś się stało ? -spytałem nieco poważnym tonem. 
- Sprawy się trochę pokomplikowały. Okazało się,że rehabilitacja jej nie pomaga i musimy wyjechać za miasto na jakiś tydzień do ośrodka. 
- Rozumiem. Jeśli to ma jej pomóc to trzeba się poświęcić. -mówiłem to szczerze chodź nie bardzo przepadałem za żoną mojego brata. Zresztą ona czuję do mnie to samo co ja do niej. - Mam Wam popilnować domu?-spytałem. 
-Właśnie, ale mamy jeden konkretny problem. Nie możemy wziąć ze sobą dzieciaków.- mówiąc co ustał i patrzył na mnie błagalnym wzrokiem.- Z Andy'm nie ma problemu zostanie u dziadków, ale Sam.. -tu się zatrzymał.- Rodzice Lindy nie są już aż tak młodzi. Wspólnie z nią ustaliliśmy,że wolelibyśmy,żebyś to Ty zajął się małą przez ten czas. Jeśli oczywiście nie masz nic przeciwko. Wiem,że stawiam Cię pod ścianą, ale jesteś naszą ostatnią deską ratunku. 
- Mam zostać sam z cztero-miesięcznym dzieckiem? - powiedziałem z rozchylonymi wargami. On chyba żartuje albo zgłupiał. Dobra posiedzieć w dzień mogę, ale cały tydzień? To nie dla mnie. Nigdy się nie opiekowałem tak małym dzieckiem.- Na prawdę to konieczne? Linda nie ma jakiś koleżanek,ciotek kogokolwiek? Nie zrozum mnie źle, ale no ... boję się. Nigdy nie zajmowałem się dziećmi a do tego takimi małymi. Nie chce jej czegoś zrobić. 
- To tylko tydzień. Wystarczy ,że co 3 godziny dasz jej jeść położysz spać no i od czasu do czasu zmienisz pieluchę. - zaśmiał się- W tym ostatnim akurat sobie Ciebie nie wyobrażam, ale błagam Cię pomóż nam. W razie jakbyś sobie nie radził zostawię Ci numer do moich teściów i oni Ci pomogą. Odwdzięczę się. Nie wiem jeszcze jak, ale to zrobię. 
- Nie podoba mi się to za bardzo. No, ale jesteś moim jedynym bratem, więc wypada mi pomóc.- powiedziałem z lekkim uśmiechem chodź w głębi duszy czułem strach i zdenerwowanie.- Kiedy wyjeżdżacie? 
- Dziękuje Ci.- Charlie rzucił się na mnie- Jutro rano podrzucę Ci małą i jej rzeczy. Dziękuje Ci jeszcze raz. Masz u mnie dozgonną wdzięczność. - na jego twarzy w końcu zagościł szczery uśmiech za, którym tak bardo tęskniłem. Nie widziałem brata już dość długo. 
- Jutro ? -zrobiłem wielkie oczy.- A jakieś łóżeczko czy coś? Mam to sam składać? 
- To nic wielkiego. Łóżeczko powinno być Twoim najmniejszym zmartwieniem.- po raz kolejny już zaśmiał się.- W środku będzie instrukcja. Dasz radę. - staliśmy już pod domem. Niepewnie otworzyłem drzwi i zostawiając kurtkę na wieszaku wszedłem do salonu. Mike,Niki i Maci bawili się z Andym zabawkami ,które mu kupiłem. Mały był wniebowzięty. 
- Gdzie reszta? -spytałem. 
- Pojechali odwiedzić swoje rodziny.- powiedział uśmiechnięty Spike. 
- Andy chodź musimy już jechać. 
- Już? Czemu tak szybko? -spytałem. 
- Musimy wracać do Lindy. Została sama z Sam a w tym stanie nie jest jej łatwo opiekować się córką. Poza tym jak będziesz chciał się spotkać z młodym tu masz adres rodziców Lindy. Zawsze możesz wpaść,jesteś tam mile widziany. - uśmiechnął się do mnie i wręczył kawałek kartki. Andy w podskokach podbiegł do nas . 
- Fujek! Fujek! -krzyczał- Dzientuje za plezenty. Som supel.- z wielkim uśmiechem na twarzy ciągnął mnie za nogawkę od spodni. Przykucnąłem, więc. 
- Nie ma za co. Niedługo się zobaczymy i, wtedy razem się pobawimy. Okej? -spytałem przybijając z, nim piątkę. 
- Dobla. 
- Chaz jeszcze raz wielkie dzięki. Wiem,że to będzie Twój najgorszy tydzień w życiu, ale wierzę w Ciebie. -odrzekł Charlie wychodząc wraz z Andym. Stałem chwile oparty o drzwi głośno oddychając. Zastanawiałem sobie, jak ja sobie poradzę z Sam. Nie mam przecież żadnego doświadczenia. 
- Najgorszy tydzień w życiu? - z rozmyślań wyrwał mnie Mike.- W coś ty się znów wpakował? 
- Teraz dopiero zdałem sobie sprawę,że jestem w głębokiej dupie. -powiedziałem siadając na sofie. Obok mnie siedziała Maci zaś Niki i Spike stali na przeciwko nas. Przejechałem dłońmi po twarzy. - Mam przez tydzień zająć się Sam. -rzuciłem po cichu. 
- Czy ja dobrze usłyszałem? -dopytywał- Sam? Ty i niemowlak ? O stary! -powiedział śmiejąc się. 
- Tak wiem. No a miałem inne wyjście? Muszę mu pomóc. - odpowiedziałem. 
- Z jednej strony dobrze zrobiłeś, ale z drugiej...-tu przerwał i uśmiechnął się- chcę Cię zobaczyć w roli dobrego wujka. 
*** 30 minut później*** 
- Same chciały oglądać ten film a teraz śpią.-zaśmiał się Mike. Razem staliśmy w salonie patrząc na kanapę ,na której spałą Niki z Maci.- Chyba za dużo wina poszło dziś. 
- No to na pewno.-uśmiechnąłem się i wziąłem w dłoń 2 butelki wina i kieliszki. Zaniosłem wszystko do kuchni. 
- My się zbieramy. Muszę ją jakoś do domu dowieźć.- Mikey stał właśnie w korytarzu trzymając Nicole na rękach. 
- Okej. Dzięki za wszystko. Daj znać jak dojedziecie. -powiedziałem z uśmiechem zdejmując marynarkę i kładąc ją na fotelu. 
- To my dziękujemy za kolację. Pamiętaj,że jak będziesz miał problem to dzwoń. Teraz przyda Ci się każda para rąk do pomocy. 
- Dziękuje. -odpowiedziałem podwijając rękawy od koszuli.- To do jutra. -rzuciłem. 
- Cześć. -powiedział i wyszedł. 
Podszedłem do sofy i delikatnie wziąłem Maci na ręce. Po cichu zaniosłem ją do pokoju i położyłem na łóżko. Zdjąłem jej buty oraz przykryłem ją kocem. Wychodząc z pomieszczenia ostatni raz rzuciłem spojrzenie w jej stronę. Na tym wielkim łóżku wydawała się tak mała i bezbronna. Czerwień jej ścian w połączeniu ze światłem księżyca idealnie wypełniała przestrzeń pokoju. W, której nie było nic prócz łóżka i małej komody. Zamknąłem drzwi i ruszyłem w stronę łazienki. Rozebrałem się i wszedłem pod prysznic. Odkręciłem wodę. Tego było mi trzeba. Zimnego prysznicu. Dopiero teraz dotarło do mnie,co się wydarzy jutro. Bałem się, jak nigdy. Jednak wiedziałem,że nie jestem z tym sam. W końcu mam przyjaciół,którzy zaoferowali mi pomoc. Po 10 minutach wyszedłem z kabiny, starannie się wytarłem i włożyłem czarne bokserki. Umyłem zęby i wróciłem do swojej sypialni. Położyłem się na łóżku. Jedną rękę podłożyłem sobie pod głowę i wpatrywałem się ślepo w sufit. Nie mogłem usnąć. Minęło 10,15,20,25 minut. Usłyszałem ciche pukanie do drzwi. 
**** Maci **** 
Otwieram powoli oczy. Jakim cudem znalazłam się w pokoju? No tak Chester mnie przyniósł. To był najwspanialszy dzień w moim życiu. Chciałabym,żeby było tak, na co dzień. Maci ogarnij się za dużo marzysz ostatnio. Spoglądam na nadgarstek i na bransoletkę,która się na, nim znajduje. Pocałowałam Go! Co mi strzeliło do tego pustego łba. Muszę Go przeprosić. Wiem,że on nadal kocha Viktorię a ja się rzucam na niego jak jakieś zwierzę. Tak przeprosiny to najlepszy pomysł jaki mi dziś przyszedł do głowy. Wstaję i patrzę w lustro. Najpierw zdejmę tą sukienkę. Sięgam do komody po jakąś luźną koszulkę i shorty. Wkładam je, po czym na palcach wychodzę z pokoju. Wpatruję się w drzwi od jego sypialni jakby były czymś niemożliwym i nieosiągalnym. Po części tak jest, ale chce tylko przeprosić. Powiem co mam powiedzieć i znikam. Biorę głęboki oddech, po czym delikatnie pukam. Nikt nie odpowiada. Śpi. Może to i lepiej. Odwracam się na pięcie, kiedy słyszę otwierające się drzwi. 
- Coś się stało? -pyta Chazy. Odebrało mi mowę. Czemu mam tak zawsze, jak widzę go bez koszulki? Zwariowałam? Nie , nie tylko ja przecież miliony kobiet na świecie czuje to samo widząc jego nagi tors. Jednak na żywo to zupełnie inna bajka. Jego tatuaże są jakby żywe. Jego historia zawarta na przepięknym ciele. Jest idealny w każdym calu.- Maci? - pyta po raz kolejny. Właśnie zorientowałam się,że wpatruje się w jego klatę z niemal uchylonymi wargami. 
- Tak... nie. Możemy porozmawiać?- odpowiadam po długiej chwili ciszy. 
- Jasne. Wejdź i tak nie mogę usnąć. -odrzekł otwierając drzwi i zapraszając mnie do środka. Posłusznie wchodzę i podążając za, nim siadam na łóżku. Po drodze włożył czarne jeansy. Modliłam się,żeby włożył również koszulkę, inaczej ciężko będzie mi skupić się na jakiejkolwiek rozmowie. Jednak musiałam się zebrać w sobie i powiedzieć co czuję. Nie chcę tego ukrywać. 
- Na wstępie chciałam Cię przeprosić za tą scenę przy choince. Nie potrzebnie tak na Ciebie naskoczyłam. Wiem,że ty nadal ... -nie zdążyłam jednak dokończyć, gdyż wszedł mi w pół słowa. 
- Przepraszam,że Ci przerywam, ale chcę, żeby wszystko było jasne między nami. To co było z Viki minęło i nigdy, ale to nigdy nie wróci.- powiedział mocno akcentując ostatnie słowa.- Po tamtej akcji dotarło do mnie jaka ona jest. Dlatego nie mówmy o niej więcej. Wymazałem ten okres z pamięci i nie chcę do niego wracać. Postanowiłem zacząć wszystko od nowa. 
- W takim razie nie będę Cię za nic przepraszać. Wybacz, ale ten pocałunek... chciałam to zrobić. A, skoro nie ma przeszłości nie mam już żadnych wyrzutów sumienia. 
- I to mi się podoba.- odrzekł a na jego twarzy pojawił się on: olśniewający,szeroki amerykański uśmiech. A ja jestem zagubiona. Również się śmieje jak wariatka. Jak mogłabym nie zareagować na obecną w jego uśmiechu radość? 
- Cieszę się,że wszystko się wyjaśniło.- odpowiedziałam.Wstaję i udaję się w stronę drzwi. Czuję,jego wzrok na moim ciele. Chwilę później stoję oparta o ścianę a on chwyta obiema dłoni moją twarz, tak bym musiała spojrzeć w te płomienne i pełne determinacji oczy. Robię gwałtowny wdech i jego usta spadają na moje. Całuje mnie żarliwie.Nasze zęby się zderzają, a po chwili jego język wdziera się do mych ust. Pożądanie eksploduje we mnie niczym fajerwerki na Sylwestra i odwzajemniam jego pocałunek z równym zapałem, wplatam palce w jego włosy i mocno przyciągam go do siebie. Z naszych gardeł wydobywa się cichy jęk. Jego niski dźwięk odbija się echem w moim ciele. Jego dłoń wędruje przez moje ciało i zatrzymuje się na udzie. Natarczywe palce wbijają się w skórę. Przerywa pocałunek. Oczy mu płoną pożądaniem,jeszcze bardziej rozpalając krążącą w mych żyłach krew. Próbuję wciągnąć do płuc odrobinę cennego powietrza. - Może lepiej sobie pójdę. Potrzebujesz dużo snu w końcu jutro czeka się ciężki dzień. - odpowiadam już z nieco bardziej ustabilizowanym oddechem. 
- Ciebie potrzebuję bardziej Maci. Przez tych kilka ostatnich dni czułem się tragicznie. Instynkt mówi mi,żebym się z Tobą nie wiązał, żebym dał Ci wolną rękę,że nie zasługuję na Ciebie. -Milknie na chwilę.- Patrzyłem dziś na Ciebie jak spałaś. Wyglądałaś tak beztrosko i ślicznie. Nie znaczy to , że teraz nie wyglądasz ślicznie, ale widzę,że coś Cię martwi. Jestem egoistą. Pragnąłem Cię od chwili, kiedy spotkałem Cię w barze. Jesteś wyjątkowa, uczciwa,ciepła ,silna, dowcipna ... lista nie ma końca. Podziwiam Cię. Pragnę Ci, a myśl,że mógłby mieć cię ktoś inny,jest niczym nóż,obracający się w ranie mojej mrocznej duszy. 
Po moich policzkach spływają łzy. I w tej chwili czuję jego delikatne,męskie dłonie ,które starannie wycierają je. Czyli on czuje do mnie to, co ja do niego. Nie wiem, co powiedzieć. Trzymamy się za dłonie i patrzymy prosto w oczy. Jego wzrok jest taki stanowczy i rozpraszający. Nie mogę się skupić. 
- O czym myślisz?- pyta wyrywając mnie z rozmyśleń.- Tak Maci kocham Cię tak samo, jak Ty mnie. - odpowiada. Zrobiłam wielkie oczy. Czyta mi w myślach? Czy aż tak bardzo to po mnie widać,że oszalałam na jego punkcie? Nachylam się i składam na jego ustach niewinny i krótki pocałunek. 
- Też Cię kocham. -wyznaję.- Dzisiejszy dzień był dla mnie naprawdę wspaniały... -znów wszedł mi w pół słowa. Dżinsy prowokacyjnie zwisają z jego bioder a zza paska wyłania się gumka bokserek. 
- Chciałem tylko zauważyć,że dzień się jeszcze nie skończył.- tu zaśmiał się. Wziął mnie na ręce, po czym delikatnie położył na łóżku. Jego uśmiech jej zarażający. Chwile potem oboje uśmiechamy się. Czuję,że jestem spięta. Ja zwykła szara dziewczyna i Chester Bennington. To jest tak realne,że aż nie możliwe. Cieszę się,że w końcu wyznałam mu to, co czuje jednak obawiam się reakcji innych. Co na to reszta LP? Jego znajomi? Nie chcę ,żeby się mnie wstydził. Po raz kolejny wyrwał mnie w rozmyśleń.- Kochanie nie myśl teraz o smutnych rzeczach.- prosił.- Cieszmy się razem tą chwilą. -delikatnie się uśmiechnął ściągając moją koszulkę. Szybko udzielił mi się jego dobry humor. Po kilku minutach oboje byliśmy nadzy i rozkoszowaliśmy się tą cudowną chwilą,która mogła trwać wiecznie. Jego pocałunki docierały wszędzie. Po całym ciele przechodziły mnie ciarki. Nasze oddechy były przyspieszone. Jest taki delikatny a jednocześnie męski. Palce mam wplątane w jego włosy,a owładnięte gorączko usta delektują się wargami Chestera.- Wiesz,jak wiele dla mnie znaczysz?- szepcze mi do ucha.- Gdyby coś Ci się stało przeze mnie...- urywa, gdyż w tej chwili składam na jego ustach czuły pocałunek. 
******************************* 
Przez zasłony wdziera się lekkie światło. Zerkam na zegarek. Jest 8:00. Maci! Już dawno powinniście być na nogach. Odwracam się na drugi bok. Nie mam odwagi go obudzić. Przez sen wygląda tak słodko,bezbronnie. Przejeżdżam palcem, bo jego nagim torsie. Jego jedyna reakcja na mój dotyk to ciarki. Nadal śpi. Nigdy nie przyglądałam się jego tatuażom z bliska. teraz jest na to najlepszy moment. Zaczynam od rąk. Te płomienie wyglądają niczym jego oczy wczorajszego wieczoru. Dokładnie przyglądam się każdemu z tych arcydzieł. Powoli wstaję. Zakładam bieliznę i białą koszulę Chestera, która niechlujnie wisi na krześle. Wchodzę do łazienki. Postanawiam wziąć szybki prysznic. Chwilę później stroję przed dużym lustrem i przyglądam się uważnie mojej twarzy . Blada jak zawsze a jeszcze mam ciemne sińce pod zbyt dużymi oczami. Wyglądam mizernie. Jakbym nie spała całą noc. Uśmiecham się sama do siebie. No tak w końcu jej nie przespała. Tuszuję rzęsy,maluję eyelinerem cienką kreskę na górnej powiece i szczypię policzki w nadziei na uzyskanie odrobiny koloru. Układam włosy tak,że opadają mi na plecy i biorę głęboki oddech. To musi wystarczyć. 
**** Chester *** 
Nie ma jej. Dłonią przeszukuję drugą połowę łóżka. Słyszę jednak , że jest w toalecie. Biorę głęboki wdech, po czym siadam na skraju łóżka dłońmi przeczesując włosy. Wkładam czarno-białą koszulę w kratę i zwykłe jeansy. Słyszę dzwoniący telefon. Nerwowo przeszukuje pokój w jego poszukiwaniu. 
- Halo?- pytam 
- Chester przepraszam,że tak Ci zawracam głowę, ale są małe zmiany planów. 
- Charlie mów co się stało? - odpowiadam nieco zachrypniętym głosem. 
- Okazało się,że Linda zostaje w domu, więc nie musisz się zajmować Sam. Przepraszam, ale muszę kończyć dzieciaki wołają.- odrzekł radosnym głosem i rozłączył się. 
Odłożyłem telefon i odetchnąłem z ulgą. 
**** Tydzień później **** 
Jest Sylwester. Wszyscy razem idziemy na przyjęcie. Zapowiada się świetna zabawa. Wszyscy ubrani w garnitury i suknie wieczorowe pewnym krokiem kroczymy przed siebie. Mike jest z Nikki, Brad z Sophi, Dave,Rob i Joe również idą ze swoimi dziewczynami. A ja i Maci kroczymy na przodzie w ciszy. Przez ten tydzień nie mieliśmy okazji szczerze porozmawiać. Ciągłe próby przed koncertem spowodowały,że nie bywałem często w domu. Czuję,że czasem Maci zerka na mnie ukradkiem. Wiem, że to ja powinienem zrobić ten pierwszy krok,dlatego delikatnie chwytam ją za dłoń i splatam nasze palce. Robiąc to patrzę w jej stronę oczekując jakiejkolwiek reakcji. Widzę jak szeroko się uśmiecha i po chwili nasze spojrzenia się spotykają. Odwzajemniam jej uśmiech, po czym przytulam ją i całuję w usta. Nie obchodzi się to bez komentarzy chłopaków jednak w tej chwili liczy się tylko ona. Kilka minut później jesteśmy już na miejscu. 
*** Maci **** 
Podchodzimy do dużego,białego namiotu wyglądającego jak weranda, który obwieszony jest papierowymi lampionami. Pod, nim błyszczy czarno-biały parkiet do tańca. Nieopodal znajduje się scena, na której gra nie znamy mi zespół jakąś wolną piosenkę. To zupełnie nie podobne do chłopaków. Na co dzień grają w kapeli nu metalowej a teraz w garniturach przy wolnej muzyce. Kawałek dalej znajduje się kolejny namiot, a w, nim elegancko nakryte stoły oraz krzesła. Przy wejściu zostajemy poczęstowani kieliszkiem szampana. 
Wieczór mija szybko, lecz bardzo przyjemnie. Mam za sobą kilka tańcy. Pierwszy oczywiście z Chesterem a kolejne z każdym z chłopaków. W przerwach wszyscy razem siadamy i jemy. Za 5 minut będzie Nowy Rok. 
- Mogę Panią na chwilę porwać? - pyta uśmiechnięty Chester. Kiwam potwierdzająco głową z uśmiechem na twarzy. Nasz spacer nie trwa długo,gdyż zatrzymujemy się nad brzegiem małej rzeczki. Krajobraz zapiera dech w piersiach. Księżyc odbijający się od wody wygląda magicznie jak w bajce. - Chciałem Ci podziękować za ten rok. Dzięki Tobie przynajmniej jego końcówka była wspaniała.- mówił patrząc mi prosto w oczy nadal trzymając mnie za dłoń.- To dzięki Tobie jestem tu, a nie w ciemnym pokoju,w którym miałem nadzieję spędzić resztę życia. To wszystko, co u mnie zmieniło się na plus to tylko i wyłącznie Twoja zasługa. Jestem Ci, za to dozgonnie wdzięczny. - powiedział i, kiedy ludzie zaczęli odliczać 3-2-1 złożył na mych ustach czuły pocałunek,który odwzajemniłam. Chester przesuwa się tak,że stoi za mną i mocno mnie obejmuje. Nagle ku niebu mkną dwie race , po czym wybuchają nad zatoką z ogłuszającym dźwiękiem, rozświetlając wszystko deszczem czerwonych i białych iskier odbijających się w spokojnych wodach zatoki. Opada mi szczęka, kiedy widzę kolejne racę wystrzelone w niebo z coraz to piękniejszymi kolorami. Nigdy nie widziałam tak imponujących sztucznych ogni no może w telewizji, ale na żywo wygląda to o niebo lepiej. Huk za hukiem, światło za światłem. Twarz zaczyna mnie poleć od szerokiego uśmiechu. Zerkam na Chaza z, nim jest to samo. Opiera się brodą o moje ramię i tak ja ja podziwia ten wspaniały widok niczym dziecko. Po wspaniałym przedstawieniu wracamy na parkiet tańcząc,jedząc i pijąc do białego rana.
Z racji,że jutro Sylwester życzę Wam udanej i szampańskiej zabawy. Nie spijcie się za bardzo :) I przede wszystkim oby 2014 był lepszy niż 2013. <3 
I pytanie mam pisać tak jak teraz czy wrócić do 3 osoby ? :D 

wtorek, 24 grudnia 2013

Rozdział 25

Byłem na odwyku. Raz nie zaszkodzi. Wiem przecież jak sobie z tym poradzić. Zresztą kogo to obchodzi co ja robię. Sam się nawet tym już tak nie przejmuję. Chciałem zrobić to już dawno. Chciałem chodź przez chwilę poczuć się wolny bez jakichkolwiek problemów. A tylko dzięki dragom mi się to udawało. Więc czemu, by nie spróbować znów? Tylko jeden jedyny raz.Znam dobrą miejscówkę, gdzie w spokoju mogę posiedzieć. Do domu nie wrócę na pewno ktoś tam jest. Nie mam ochoty na jakiekolwiek rozmowy,wyjaśnienia. Jedna dawka i po sprawię. Resztę wyrzucę, bo nie chce się zaćpać na śmierć. 
- Bierzesz czy nie? Mam też innych klientów.-z rozmyśleń wyrwał go diler wpychając mu folijkę z białym proszkiem do kieszeni. Chester bez słowa wyciągnął portfel i wręczył mężczyźnie pieniądze. - No stary dobry Bennington. Mam nadzieję,że częściej będziesz do mnie zaglądać.-powiedział z drwiącym uśmiechem i odszedł. Chazy stał tam jeszcze przez kilka minut, po czym wsunął dłonie do kieszeni i udał się w stronę jednego z opuszczonych budynków. Znał go jak własną kieszeń. Zawsze się tam chował przed światem. Wiedział,że nikt go tam nie znajdzie. Powoli wyjął telefon i wyłączył dźwięki i wibrację. Wiedział,że na pewno ktoś będzie się do niego dobijał. W oddali widział już pustostan, do którego zamierzał wejść. Zastanawiał się jedynie czy coś się tam zmieniło przez te wszystkie lata, kiedy go nie było. Pewnym krokiem wszedł po schodach, by otworzyć wielkie drzwi. Ku jego zdziwieniu były zabarykadowane. Za żadne skarby nie dało się ich otworzyć. W głębi duszy przeklinał jak nastolatek. Postanowił iść do innego domu. Również dobrze go znał. Przesiadywał tam godzinami z "kumplami". Tutaj wszedł już bez problemu. Po cichu zaglądał do każdego pomieszczenia, żeby się upewnić,że jest tu zupełnie sam. Wydawało się,że na dole nikogo nie ma jednak z góry słychać było szmery. Brunetowi serce waliło jak oszalałe. Nie mógł się wycofać. Za bardzo pragnął oderwać się od świata. Równie cicho wszedł na górę. Doszedł do końca długiego korytarza. Wszędzie dookoła leżał gruz. Ściany kiedyś śnieżno białe teraz już nieco szare. Ustał przed czerwonymi drzwiami. Wróciły wspomnienia. Powróciły czasy beztroskiego życia. Ciągłego odlotu ze znajomymi. Na jego twarzy na chwilę zawitał uśmiech jednak, gdy przypomniał sobie chwile, kiedy przebywał w zakładzie dla narkomanów natychmiast posmutniał. Nagle miał przed oczami miesiące w zamknięciu, gdzie traktowany był jak śmieć i na każdym kroku poniżany przez personel. W tym momencie poczuł się silniejszy. Z impetem otworzył drzwi i wszedł do pokoju, w którym nie znajdowało się nic prócz białego materacu i małego starego stolika. Jednak ku jego zaskoczeniu pod ścianą siedziała blondynka. W ręku trzymała ten sam foliowy woreczek, który Chazy miał w kieszeni. Lekko pochylona nad stolikiem właśnie miała wziąć kolejną dawkę dragów. Spojrzała na mężczyznę swoimi pięknymi oczami. Oczami ,które brunet doskonale znał. Oczy w, które mógłby patrzeć co dzień i, które chciałby widzieć do końca swojego marnego życia. Oczy za, którymi tęsknił i tak bardzo kochał. Kobieta podniosła się i wolnym krokiem podeszła do Benningtona i położyła dłoń na jego torsie. Mężczyzna stał jak wryty nie wiedząc co ma powiedzieć i co zrobić. Wraz z jej dotykiem poczuł przeszywające jego ciało dreszcze. Wyjął dłonie z kieszeni i delikatnie chwycił dłoń blondynki. Chciał się upewnić,że to wszystko to nie sen, że dzieje się to na prawdę. Stali tak patrząc na siebie w milczeniu. Chazy od razu rozpoznał,że jest już po kolejnej dawce, gdyż w jej wzroku było coś innego niż zwykle. 
- Wróciłeś. Wiedziałam,że znów się spotkamy,że mi przebaczysz. Dziękuje. -Viki z całych sił przytuliła Chestera. Mężczyzna był tak zaskoczony ,że nie odwzajemnił uścisku. Stał i nadal milczał.- Kobieta wróciła na swoje miejsce zachęcającym gestem zapraszając Chestera. 
- Czemu się nie odzywałaś? -wydusił z siebie siadając na przeciwko- Czekałem, ale ty po prostu zniknęłaś. 
- To przez Mike'a. On mi zabronił. Szantażował mnie. Nie miałam wyjścia.- mówiła nerwowo. Ręce trzęsły jej się, jak nigdy. Była na lekkim głodzie. Chester od razu to zauważył. Widział,że to już jej ostatnia dawka,że nie ma więcej. Sięgnął, więc po woreczek z kieszeni i położył go na stoliku. W tej chwili kobieta wciągnęła kolejną kreskę, a następnie spojrzała na Chaza.- Wracasz do dragów?-spytała z nadzieją w oczach.-Teraz nic nas nie rozdzieli. Tylko ja ty i one.- wzięła do ręki woreczek z zawartością i starannie go rozsypała układając 2 równe kreski.- Kocham Cię. 
Oboje w jednym momencie nachylili się nad stolikiem i jednym wciągnięciem pozbyli się białego proszku z blatu. Po tym kolejną i kolejną aż w końcu stracił kontrolę nad swoim ciałem i umysłem kompletnie pochłonięty w swoje dziwne fantazje,które w tej chwili bardzo go odprężały. Żył chwilą,którą dzieli z ukochaną leżąc u jej boku. Oboje wpatrywali się w sufit i śmiali się w głos z rzeczy,które mieli przed oczami. 
************************************** 
-Nie mogę już czekać. Wyszedł po 9 rano a jest już 1 w nocy. -krzyknął Mike krążąc nerwowo po pokoju.- Nie ma co zwlekać trzeba go szukać. Mam w dupie czy idziecie ze mną czy nie. Ja wychodzę.- powiedział do reszty Linkinów i Maci. 
Wszyscy siedzieli ze smutnymi minami nerwowo trzymając telefony. Ich grobowe miny mówiły same za siebie. Każdy z nich w głębi duszy martwił się o Chester w końcu to ich przyjaciel. Jednak nikt z nich nie był w stanie racjonalnie myśleć. Siedzieli bezradnie słuchając krzyków Mike'a. Gdyby nie on nikt nie zmobilizowałby się do poszukiwań. Nie zważając na nic wyszli za Shinodą. 
- Musimy się rozdzielić.- odrzekł Spike.- Brad,Rob i Sophi jedźcie do centrum. Joe i Dave szukajcie obrzeżach. Maci i Niki pojadą ze mną. Każdy z Was wie, gdzie często przebywaliśmy. No, nie ma, na co czekać. - Wszyscy posłusznie wykonali polecenia Spike'a i udali się do swoich samochodów. 
-Mike? -odezwała się nieśmiało brunetka siedząc już z tyłu w samochodzie. 
- Tak? -odrzekł nieco poniesionym tonem. 
- Ty wiesz, gdzie on może być prawda? 
- Przypuszczam. Jednak wolałbym ,żeby go tam nie było. -odpowiedział nieco spokojniejszym jednak nadal nerwowym tonem. 
Przez resztę drogi nikt nie zabrał głosu. Wszyscy w skupieniu myśleli. Obie kobiety zastanawiały się, gdzie Mike jedzie. Jednak po chwili wszystko się wyjaśniło. Stali właśnie na parkingu przed szkołą. Byli w tej samej opuszczonej dzielnicy przez którą niedawno spacerował Chester. 
- Dalej nie ma sensu jechać. Musimy iść w miejsca, gdzie kiedyś -tu przerwał na chwilę-, w których kiedyś lubił przebywać. Mimo wszystko miejmy nadzieję,że go tu nie ma. - odrzekł i wysiadł z samochodu. Kobiety bez słowa uczyniły to samo. Shinoda nie znał tak dobrze okolicy jednak kiedyś był tu po Chestera. Cały czas w myślach powtarzał sobie " Chester wszystko tylko nie to. Błagam nie rób tego.Nie wracaj do tego,nie warto. Nie teraz, kiedy wszystko się ułożyło." Wiedział,że to na nic jednak czuł jakby Chazy go słyszał. 
- To może się rozdzielimy? - zaproponowała Maci. 
- Oszalałaś? Tutaj! Chester, by mnie zabił jakby Ci się coś stało. A ja chce jeszcze trochę pożyć.- tu lekko się uśmiechnął patrząc na zaskoczoną jego słowami brunetkę.- Moja odpowiedź brzmi NIE. Idziemy razem i żadnych wykrętów.- Trójka trzymając się blisko siebie wędrowała po nieciekawej okolicy. Właśnie mijali wąską uliczkę.W tej chwili Spike szybko się zatrzymał. - To tu.. -powiedział pod nosem. 
- Co tu ? -spytała zdenerwowana Maci wymieniając z Niki znaczące spojrzenia. 
- Ta uliczka... coś mi się przypomina.- Mike pewnym krokiem wszedł na ścieżkę rozglądając się dookoła. Na jego nieszczęście stał tam mężczyzna, którego dobrze znał. Człowiek,którego miał nadzieję już nigdy nie zobaczyć. Jednak mimo jego obaw spotkał go co tylko potwierdziło jego tezę dotyczącą Chestera. Dziewczyny niepewnie podążały za mężczyzną. Nie znały okolicy, nigdy tu nie były dlatego wolały się trzymać razem. Poza tym było już ciemno, a obje przeraźliwie się bały. Jedak żadna nie pokazywała tego po sobie. Wiedziały,że muszą jak najszybciej odnaleźć Chaza. 
- Nonono same sławy mnie dziś odwiedzają. - zadrwił diler. 
- Był tu? Dałeś mi to świństwo? 
- Był, a może nie był.- mężczyzna stał oparty o murek z cwanym uśmieszkiem na twarzy. Na głowie miał kaptur a w ręku trzymał telefon,którym się bawił. - Dałem, a może nie. Kasa się zawsze przyda a starym klientom aż żal odmówić. 
- Jesteś skończonym dupkiem.- Shinoda wrzasnął na niego, po czym delikatnie chwytając kobiety za dłonie ruszył w stronę opuszczonego osiedla. 
- Może się skusisz ? Chester na pewno już jest na głodzie. Na takiego weterana jedna saszetka to pikuś. - diler śmiał się wniebogłosy, podczas gdy Shinoda wyprowadził dziewczyny na ulicę, gdzie puścił je za rękę i oddalił się o kilka kroków. Usiadł na krawężniku i chowając twarz w dłoniach zaczął głęboko oddychać. 
******** Chester *********** 
- Tak mi przykro.- szepczę,ponieważ trudno mi wydobyć głos- Tak mi przykro. 
Znów zaczynam biec. Uciekam. 
Omijam tłum ludzi,przebiegam przez ulice,okrążam samochody,przedzieram się przez ogłuszające dźwięki klaksonów i przekleństwa przechodniów i wrzeszczących na mnie kierowców. Gdzieś w brzuchu czuję dziwne bulgotanie i po chwili wymiotuje na chodnik a zgromadzeni wokół ludzie wrzeszczą na mnie, wyzywają od pijaków,ćpunów, nazywają mnie dupkiem. 
Nie zwracam na nich uwagi. Biegnę dalej. Mijam sklepy,park,place zabaw. To wszystko pozostaje w tyle. Biegnę do Viki. Stoi i czekam na mnie z kolejną dawką. Pragę jej bardziej niż wszystkiego innego na świecie. Zatrzymuje się. Patrze na nią. Jest taka śliczna nawet, jeśli jej oczy zmieniają się pod wpływem dragów. Jest taka kochana,wspaniała. Nienawidzę Mike'a za to , że nie pozwalał mi się z nią spotykać. Nienawidzę Go z całej duszy. Jak on mi mógł to zrobić. Przecież ja ją kocham a ona mnie. Mogliśmy być szczęśliwi, gdyby nie Mike. Gdyby nie on nadal był bym z Viki. Ale to się zmieni. Jestem teraz nią cały i szczęśliwy... 
************* 
- Skoro ten pustostan jest zamknięty to on musi być, gdzie w pobliżu. -mówił pod nosem Spike.- Może tam?-wskazał palcem na kolejny budynek. 
- Chodźmy!- przerażona całą tą sytuacją Maci zabrała głos. Znała przeszłość Chaz'a jednak to wszystko ją przerastało. Nadal nie mogła uwierzyć ,że on znów zaczął brać. Nie przechodziło jej to nawet przez myśli. Miała cichą nadzieję,że w ostatniej chwili się powstrzyma,że nie weźmie tego świństwa. Zanim spostrzegła byli już w środku. Mike przeszedł cały dół jednak nikogo tam nie znalazł. 
- Poczekajcie tu lepiej pójdę na górę.- oznajmił wchodząc po schodach. 
- Nie ma mowy. -zaprzeczyły kobiety. -Idziemy z Tobą. - Niki kurczowo trzymała dłoń Shinody. Maci zaś trzymała się z tyłu nadal rozmyślając nad całą tą sytuacją. Wszyscy udali się na górę. Pierwsze co, im się rzuciło w oczy były drzwi. Czerwone drzwi. Mike spojrzał na Maci kiwając do niej głową. Wziął głęboki oddech i otworzył je z impetem. Jednak to, co zobaczył totalnie go dobiło. Pod ściną leżał nieprzytomny Chester. Na stoliku leżały resztki białego proszku. W chwili, gdy cała trójka weszła do pokoju Viktoria grzebała Benningtonowi w portfelu. Wyjęła na stół wszystkie pieniądze,które miał, a następnie schowała je do kieszeni. 
- Chester!! - wrzasnęła Maci i już chciała podbiec do niego jednak znalazła się w ramionach Shinody. Po jej policzkach spływały łzy. Była bez silna. Dlaczego on to zrobił? Przeżywała tą sytuację gorzej niż odejście rodziców. W końcu to był jej przyjaciel . Jej Chazy. 
Viki na widok dawnych znajomych wybiegła drugimi drzwiami. Mike nie miał zamiaru jej gonić. Teraz najważniejszy był jego przyjaciel. Odwrócił się w stronę Niki na znak, by przytrzymała Maci. Ta podeszła do niej i mocno ją przytuliła. Obie zaczęły płakać. Shinoda natychmiast podszedł do przyjaciela. 
- Chester! - chwycił go za ramiona i szturchał- Chester ocknij się. Słyszysz mnie?- Mike delikatnie uderzył go w policzek.- Do jasnej cholery Chester otwórz oczy. 
****** Chester ***** 
Nadal biegnę. Czuję ból. Zatrzymuję się. Nie ma Viki. Zniknęła. Mój policzek piecze mnie. Ramiona czuję jakby ktoś mnie mocno trzymał. Czego on chce? Niech da mi spokój. Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu Viki. Nie ma jej nigdzie. Znów czuję ból na policzku i na ramionach. Odejdź. Zostaw mnie w spokoju. Ból minął. Posłuchał zostawił mnie w spokoju. Znów mogę wrócić do poszukiwać Viktori. Czuje czyjś dotyk na twarzy. Taki łagodny,czuły i ciepły. Znam go skądś. Tylko skąd. Nie mogę sobie przypomnieć. Ta chwila może trwać wiecznie. Po chwili on znika. Nie czuję go na moich policzkach. Kto to był? Muszę się dowiedzieć.Tylko jak? Moje powieki są takie ciężkie. 
************* 
- Maci odsuń się to nic nie da.- powiedział Mike kładąc rękę na jej ramieniu.- Trzeba zadzwonić po pogotowie. Kobieta zdjęła dłoń z policzka mężczyzny i już miała się podnosić, kiedy Chaz chwycił ją za dłoń. Po czym delikatnie zaczął otwierać oczy. 
- Mike! Mike! On się budzi. -Maci odwróciła się w stronę znajomych ze szczęściem w oczach. 
Shinoda głośno odetchnął, po czym podbiegł do przyjaciela. 
-Okej Maci musisz teraz się odsunąć. Nie wiem, ile i co wziął. Nie chce ,żeby się Wam coś stało. Skutki mogą być różne. - mówił ze spokojem w głosie. - Niki zadzwoń po taksówkę i pojedźcie do domu. Proszę Cię Maci nie opieraj się to jest najlepsze wyjście z tej sytuacji. 
Chester po upływie kilku minut był już całkowicie przytomny jednak nadal pod silnym wpływem narkotyków. Zanim jednak całkowicie się wybudził do pomieszczenia wszedł Brad i Dave,których wcześniej powiadomił Spike. Dziewczyny stały wciąć przytulone w kącie bacznie obserwując całą tą sytuację. W jednej chwili Bennington zerwał się na równe nogi. Rzucił się na Mike'a. Spike kiwnął tylko głową w stronę Niki co oznaczało,że mają już zejść na dół. Posłusznie zaciągnęła Maci na dół. Chazy krzyczał na Mike'a. Był na niego wściekły. Mężczyźni przez kilka minut starali się go uspokoić, po czym wpakowali do samochodu i zawieźli do domu. 
******** Jakiś okres później ************ 
Siadam na brzegu łóżka. Patrzę na budzik. Jest 6:30 rano. Ostatnio coraz częściej zadaje sobie pytanie" Bennington czemu ty tak wcześnie wstajesz?".Wkładam swoje ulubione szare dresy. Po drodze szukam koszulki jednak nie mogę jej znaleźć. Wychodzę z pokoju i idę w stronę schodów. Na poręczy znajduje się złoty łańcuch. Staje na ostatnim schodku i opieram się o barierkę. Patrzę na salon ,w którym stoi piękna choinka. Piękna, bo ubierana przez Maci. Wchodzę do kuchni i sięgam po szklankę wody. Spoglądam przez okno. Jak nigdy ulice przykryte są śniegiem. Wszędzie jest biało. Daję to świąteczną atmosferę. Właśnie Wigilia a ja nie mam prezentów. Pije,odstawiam szklankę do zlewu, po czym wbiegam na górę. Zanim jednak wracam do sypialni wstępuje do pokoju. Delikatnie uchylam drzwi. Jest tu, śpi sobie słodko. Po mojej ostatniej akcji sam się sobie dziwie,że jeszcze nie uciekła. A na dodatek zamieszkała tu. Maci. Jej ostatni współlokator zachował się, jak ostatni dupek wyrzucając ją z mieszkania. Zamykam drzwi i udaję się do sypialni. Zakładam białą koszulkę z guzikami przy dekolcie, siwą marynarkę,czarne jeansy i glany. Do kieszeni chowam portfel,dokumenty i kluczyki i wychodzę. Niechętnie opuszczam dom od tamtej akcji prawie w ogóle nie wychodzę. Jednak dziś muszę w końcu, co to za Wigilia bez prezentów. Zamykam drzwi i siadam za kierownicą. Powoli włączam się do ruchu. Patrzę na zegarek i jest 7:00. Centrum dopiero otwarte mam nadzieję,że nie będzie tłumów. Na ulicach jak nigdy jest pusto. Na miejsce dojeżdżam o 7:18. Wjeżdżam na parking. Chwilę później jestem już w środku. Od razu wchodzę do sklepu muzycznego. Dla Brad'a biorę nowe kostki, bo narzekał,że te już ma do niczego. Dla Mike'a i Dave'a nowe struny. Dla Rob'a pałeczki, żeby miał czym rzucać podczas koncertów. A dla Hahn'a słuchawki. Zawsze chciał mieć podobną wtyczkę do matrix'a jak Brad. Najbardziej pożyteczne prezenty jakie mogą być. Całe zakupy zajęły mi 10 minut. Teraz czas coś wybrać Maci. Tu już mam pewien problem. To musi być coś już zawsze będzie jej przypominać o mnie. O nas wszystkich. Wchodzę do sklepu z biżuterią. Rozglądam się i wpadam na pewien pomysł. Kupiłem bransoletkę z kilkoma zawieszkami. Jedna to logo LP,żeby o nas pamiętała. Druga to nutka, bo uwielbia muzykę. Trzecia to Big Ben ,żeby przypominało jej o rodzinie. A czwarta już zupełnie tylko ode mnie to serce. Spakowane prezenty położyłem na siedzeniu obok i ruszyłem w stronę domu. Na podjeździe dostrzegłem samochód Mike'a i Brad'a. Biorę zakupy i wchodzę do domu. Na progu czeka na mnie wkurzony Spike. 
- Gdzie Ty byłeś? Czemu nie odbierałeś telefonu ?- mówił, a raczej krzyczał. Wiem,że po ostatniej akcji nie dałem mu powodów do zaufania, ale do przesady. Spokojnie odstawiłem torby i wszedłem do salonu. Na kanapie siedziała zdenerwowana Maci, a po pokoju krążył Brad. 
- Spokojnie byłem na zakupach. Nie mogłem spać, więc postanowiłem pojechać.- odpowiedziałem zdejmując kurtkę.- A telefon musiałem zostawić w pokoju. Przepraszam nie chciałem Was zdenerwować.- patrzyłem co chwila, a to na Maci, a to na Mike'a. 
- Chodź na chwilę. 
- No chyba nie zamierzasz mnie sprawdzać?! -podniosłem głos.- Wiem,że ostatnio pojechałem po całości, ale to nie powód ,żeby mnie teraz sprawdzać na każdym kroku. 
- Skoro nie masz nic do ukrycia to chodź. -Mike patrzył na przyjaciela. Wierzył mu na słowo jednak chciał,żeby Chester wiedział,że on tak łatwo nie odpuści. 
- Mikey proszę Cię już odpuść. Spanikowałam dlatego zadzwoniłam.- wtrąciła się brunetka stając między Chazem a Spike'em. - Chociaż dziś się nie kłóćcie. W końcu mamy Wigilię. -powiedziała z uśmiechem na twarzy. 
- Racja. Chaz jeszcze raz Cię przepraszam. Ale... 
Chester wszedł mu w pół słowa. 
- Stary nie przepraszaj mnie. Sam sobie zasłużyłem na takie traktowanie. - podszedł do Shinody i poklepał go po ramieniu.- Widzimy się wieczorem na kolacji.- oznajmił. 
*************** 
Stół już gotowy. Prezenty stoją pod choinką. Patrzę na zegarek jest 18:30. Za pół godziny będą goście. Maci siedzi na górze od dobrej godziny. Wchodzę na górę i staję przed lustrem. Poprawiam krawat. Zdecydowanie nie lubię chodzić w garniturach. Ale,że są święta to wypada jakoś ładnie wyglądać.Chociaż z moją twarzą to i garnitur nie pomoże.Ponownie jestem już na dole. Rozpalam kominek ,żeby nastrój był jeszcze lepszy. Słyszę,że ktoś schodzi po schodach. Odwracam się i widzę ją. Ubraną w kremową sukienkę na ramiączka sięgająca przed kolana. Włosy miała delikatnie lokowane. A na nogi włożyła czarne szpilki. Stałem i wpatrywałem się w nią jak głupi. Wyglądała olśniewająco. Wyciągnąłem w jej stronę dłoń, by razem otworzyć drzwi gościom. Pół godziny później wszyscy najedzeni zabrali się do rozpakowywania prezentów. Każdy nie posiadał się z radości. Jedyne czego się obawiałem to reakcji Maci. Trzymałem w ręku małą torebeczkę,w której znajdował się prezent. Staliśmy teraz przy choince a reszta ponownie zasiadła do stołu. 
- Mam nadzieję,że chodź trochę CI się spodoba. -powiedziałem nieśmiało wręczając jej prezent. W jej oczach było coś tak przyciągającego,że można było się w nie patrzeć godzinami. Maci powoli włożyła dłoń do torebki, po czym wyciągnęła z niej bransoletkę. Starannie i precyzyjnie obejrzała każdą zawieszkę, po czym rzuciła mi się na szyję. 
- Dziękuje. Jest śliczna. -odpowiedziała z głosem pełnym entuzjazmu i złożyła na moich ustach namiętny pocałunek. Z salonu słychać było chichotanie chłopaków i jego wielkie " uuuuuuuu tego chyba w planach nie 
było". 
_________________________________________________________
I tym oto pozytywnym akcentem kończę ten rozdział :) 
Miałam przypływ weny i stworzyłam te oto dziwne życzenia : 
" Co za widok,
no nie wierzę
Nasz Bennington na rowerze.
Oby nam się nie wywalił,
no bo chyba się nawalił
Słychać Mike'a tam w oddali,
jak rapuje dla ziomali.
Rob i Brad coś dziś nie w formie,
coś pierdolą dziś o wojnie.
No i tak jak już myślałam,
Joe z Farrellem coś wpierdala.
I pamiętaj, zawsze wszędzie
Linkin Park niech z Wami będzie.
Zapamiętaj też te słowa,
Soldier to rzecz odlotowa."
Wesołych Świąt, dużo zdrówka,uśmiechu na twarzy i masę prezentów Wam życzę <3 


sobota, 14 grudnia 2013

Rozdział 24

Dziewczyna nie zdążyła przeczytać artykułu,gdyż chłopcy już wchodzili do domu Brad'a. Nie chciała ominąć tej "rozmowy". Sama miała ochotę wygarnąć Belli to, co myśli o niej i jej zachowaniu. Jednak nie miała okazji tego zrobić,gdyż Mike i Chester mieli jej dużo do powiedzenia. Maci postanowiła, więc nie odzywać się tylko towarzyszyć przyjaciołom. Szybko podbiegło do nich i po chwili wszyscy stali już w salonie. 
- O cześć. Nie spodziewałem się Was tu dziś. -odrzekł uśmiechnięty Brad i podszedł do każdego z nich, by się przywitać. Był szczęśliwy jednak jego uśmiech szybko zszedł z twarzy, kiedy głos zabrał Chazy. 
- Przepraszam,że tak wcześnie, ale mamy pilną sprawę do Belli. Gdzie ona jest ? -powiedział doniosłym głosem. Miał ochotę wrzeszczeć, ale wiedział,że Brad o niczym nie wie. Nie chciał Go skrzywdzić. Delson to wrażliwy człowiek nie potrzeba wiele ,żeby się załamał. Chaz chciał mu tego oszczędzić.- Możemy z nią pogadać ? -odrzekł już teraz nieco milszym tonem a na jego twarzy pojawił się mały jednak sztuczny uśmiech. 
- Emm powinna być w pokoju. Coś się stało ? -spytał zmieszany Brad. Patrzył na nich z miną zbitego psiaka. Wiedział dobrze , że nic złego nie zrobił jednak martwił się i obwiniał. Taki już był. Zawsze martwił się o innych dookoła nie myśląc przy tym o sobie. Wystarczyło spojrzeć w jego oczy a od razu wyczuwało się dobroć. Kiedy tylko mógł pomagał każdemu nie zważając na swój los.
- Proszę Cię nie martw się. Ty nie masz z tym nic wspólnego.- odezwał się Mike. W tej chwili rozmyślał co, by zrobić,żeby oszczędzić mu słuchania kłótni. W tej chwili podeszła do niego Maci szepcząc mu coś do ucha. Mike potwierdzająco kiwnął głową i spojrzał na brunetkę,która po chwili wróciła na miejsce i po kryjomu wyciągnęła telefon pisząc jakąś wiadomość. Chester chciał już wejść na górę jednak Spike złapał go za kaptur. - Poczekaj chwilę. Proszę.- Chazy spojrzał pytająco najpierw na Shinode później na Maci. Ci jednak nic nie powiedzieli. 
Chwilę później słychać było dzwonek do drzwi. Delson pospiesznie podszedł i otworzył drzwi. Jego oczom ukazał się uśmiechnięty Joe. 
- Cześć wszystkim - przechylił głowę ,żeby zobaczyć, kto stoi w salonie. Puścił oko do Maci i po chwili znów zaczął mówić. - Brad jesteś mi pilnie potrzebny. Musisz mi w czymś pomóc. Możesz teraz ze mną pójść?- spytał. 
- Nie bardzo... 
Hahn nie dał mu do kończyć i szybko wtrącił. 
- To super chodź. -Pociągnął go za rękaw i po chwili zniknęli zamykając za sobą drzwi. 
- Kto jak, kto, ale Joe to najlepszy człowiek na świecie.-powiedział pod nosem Mike lekko się uśmiechając. Na twarzy Benningtona również pojawił się delikatny uśmiech. Jednak nie na długo. Kilka sekund później pewnym krokiem i z poważną miną wszedł na górę, a za, nim podążali Mike i Maci. Nikt z nich nie wiedział co tak na prawdę ma powiedzieć. Nawet Chester ,który w tej chwili szedł z nich wszystkich najpewniejszym krokiem. Stanowczo puknął w drewniane drzwi czekając na jakąkolwiek reakcje. Jednak ze strony Belli nie było żadnego odzewu. Chester położył dłoń na klamce. - Czekaj. A jak ona śpi nago? - Mike nawet w takiej chwili musiał użyć swojego słynnego poczucia humoru.- Chociaż pewnie czeka aż wejdziesz, zwarta i gotowa, bo boju. 
- Serio? Nawet w takiej chwili musisz sobie żartować i to jeszcze ze mnie? - Chaz pokiwał głową jednak sam uśmiechnął się słysząc słowa Spike'a. Shinoda dobrze wiedział,że tym rozluźni nieco napiętą atmosferę. Jedynie Maci stała nie odzywając się.- Dziękuje,że napisałaś do Joe,żeby zabrał Brad'a.- odrzekł Chester odwracając się w stronę kobiety. Ta tylko delikatnie uniosła do góry kąciki ust. 
- Ja wejdę tam. Obudzę ją i tyle dalej wy z nią pogadacie. - w końcu odezwała się Maci. - W słowach Mike'a jest trochę prawdy.- tu wszyscy cicho się zaśmiali.- Po ostatniej dyskotece można się spodziewać wszystkiego. A przynajmniej poczuje się,że chodź trochę Wam pomogłam. 
- Okej wchodź. -odrzekł Bennington odsuwając się od drzwi dając tym samym Maci wolną drogę. 
- Tylko uważaj to jaskinia smoka. - Mike wybuchnął śmiechem. 
- Cicho bądź głupku! - wtrącił Chazy z uśmiechem na twarzy. - Bo jak nie to celibat. - mimo wszystko oboje potrafili śmiać się z całej tej historyjki o Bennodzie. Maci tylko rzuciła, im poirytowane spojrzenie i weszła do ciemnego pokoju. Dłonią szukała po ścianie włącznika światła co zajęło jej trochę czasu. Gdy w końcu ciemny pokój wypełniło światło dziewczyna stała jak wryta. Rozglądała się dookoła nie wierząc własnym oczom. Ciemne jak do niedawna ściany teraz zajął kolor różowy. Rock'owy wystrój zamienił się w jedną wielką krainę tęczy. Maci zerknęła na szafkę nocną stojącą obok łóżka. Na niej znajdowały się dwie fotografie. Jedna przedstawiała Chestera podczas jednej z tras koncertowych druga zaś bardzo z retuszowana ukazywała Belle i Chestera obejmujących się. Brunetka starała się nie wybuchnąć śmiechem jednak to ją przerosło. Po chwili do pokoju weszli Mike i Chazz. Spike dołączył do Maci i razem z nią śmiali się w wniebogłosy, podczas gdy Bennington stał jak wryty. Na ścianach wisiały równie z retuszowane fotografie Belli i Chaza. Dookoła powywieszane były różnego rodzaju obrazki z ich udziałem co dobiło Chestera. Z lekko uchylonymi ustami i ze zdziwieniem w oczach patrzył na pokój. Maci widząc, jego zachowanie przestała się śmiać i podeszła do niego. 
- Powinieneś już przywyknąć do psycho-fanów. - lekko się uśmiechnęła.- Nie martw się nią. Jak chcesz to możemy pozdejmować te zdjęcia. 
- To nie o to chodzi. Ona mnie prześladuje i dlatego nie jest mi do śmiechu.- powiedział z poważną miną patrząc na rozbawionego Spike'a. -Co dzień dostaje jakieś wiadomości. Nie wiem jak to nazwać na wyznania mi to nie wygląda. Mam już jej dość po prostu. Nie zdziwię się, jak będzie mnie w domu nachodzić. -mężczyzna usiadł na łóżku nadal rozglądając się po pomieszczeniu. 
- Stary przepraszam. -Mike położył dłoń na jego ramieniu.- Nie wiedziałem,że jest aż tak nachalna. Trzeba coś z tym zrobić, bo teraz to na prawdę nie jest już śmieszne. 
- A co niby mam z tym zrobić? - spytał jednak nie oczekiwał odpowiedzi. - Musimy ją znaleźć i wyjaśnić tą sprawę z tym artykułem, to jest teraz najważniejsze. 
- Ważniejsze ?- Mike podniósł głos- Do końca życia masz się czuć obserwowany przez jakąś psychopatkę a ty chcesz załatwiać sprawę jakiejś plotki?! Już do końca postradałeś rozum? 
- Mikey ma rację.-odezwała się brunetka- Prędzej czy później plotka się rozejdzie po kościach a ta sprawa nie. Trzeba poczekać na nią i przemówić jej do rozumu innego rozwiązania nie widzę. 
Po tych słowach zapadła cisza,którą przerwał dopiero huk otwieranych z impetem drzwi. Okazało się,że wróciła Bella. Jak, gdyby nigdy nic weszła do swojej sypialni jednak, gdy zobaczyła,że nie jest tam sama odwróciła się na pięcie chcąc zbiec na dół. Chester ruszył za nią i chwytając ją za nadgarstek zatrzymał ją w salonie. Kobieta nie wydawała się przestraszona ani zawstydzona, a raczej pewna siebie i dumna. Patrzyła na Benningtona swoim uwodzicielskim wzrokiem chcąc uniknąć jakichkolwiek konsekwencji,jednak nie skutecznie. Nieugięty mężczyzna natychmiast zaczął burzliwą dyskusję nie puszczając kobiety. 
- Co to ma być? -krzyknął- To jakieś kpiny! Nie życzę sobie,żebyś do mnie pisała! Mam w dupie te zdjęcia w twoim pokoju a miej je sobie, ale daj mi święty spokój.- po chwili do salonu zeszli Maci i Mike. Bella nadal patrzyła na Chaz'a nie mając zamiaru się odezwać. - Skąd masz mój numer ? I w ogóle jakim prawem doniosłaś mediom o jakieś Bennodzie,która nie istniała i istnieć nie będzie?! Możesz sobie teraz milczeć, ale wiedz,że ja tego tak nie zostawię. Jak dostanę chodź jedne sms albo cokolwiek, wtedy nie ręczę za siebie. Ap ropo Twoich wiadomości: nie,nie kocham Cię, nie, nie umówię się z Tobą i nie,nie mam ochoty być z Tobą! - Bennington mówił bardzo donośnym tonem jednak starał się nie krzyczeć. 
- Tego się nie spodziewałam.- Bell w końcu zabrała głos. Mówiła pewnym i stanowczym głosem.- Kochanie nie wiedziałam,że się tak słodko złościsz. - w tej chwili na jej twarzy pojawił się słynny uśmieszek- W łóżku też jesteś taki agresywny ?- spytała przybliżając się do mężczyzny i puszczając do niego oko. 
- Błagam trzymajcie mnie, bo zaraz wybuchnę! Do niej nic nie dociera. - zwrócił się do przyjaciół stanowczo robiąc krok do tyłu, by stać jak najdalej od dziewczyny.- Nic tu po mnie i tak nie idzie się z nią dogadać.- powiedział wychodząc z domu. 
- Chaz stój.- krzyknęła Maci. Już chciała wyjść za przyjacielem jednak powstrzymał ją przed tym Mike. 
- Zostaw Go, przemyśli sobie i wróci.- odrzekł jej na ucho. Wychodząc z mieszkania z pogardą popatrzyli na Belle.- Wrócimy jeszcze do tej rozmowy. - rzucił trzaskając drzwiami. 
Spike spojrzał na podjazd, na którym stał samochód Benningtona. Zachęcającym ruchem wskazał na niego, by dziewczyna pojechała z, nim. Kobieta bez oporu wsiadła do samochodu bijąc się z własnymi myślami. Spike odpalił silnik i powoli jak to miał w zwyczaju włączył się do ruchu. W aucie zapadła jedna wielka cisza,która nie miała zamiaru opuszczać pojazdu. 
- Co robić? - myślała- Czuję się dziwnie z całą tą sytuacją. Czy to możliwe ,że jestem zazdrosna...? Nie to na pewno nie to ., Chester to mój przyjaciel nie mogę tego zniszczyć nie w taki sposób. Maci głęboki oddech 1 2 3.- w tej chwili posłuchała swoich myśli i wzięła głęboki oddech- Gdzie on teraz jest? I co robi? Chcę z, nim porozmawiać wiem,że tego potrzebuje. Mimo tego,że z zewnątrz wygląda na twardego wiem,że w środku jest po prostu wrażliwym chłopakiem,który jak każdy potrzebuje szczerej rozmowy. Wiem,że jest mu ciężko okazywać emocje i uczucia, bo niestety należy do osób skrytych. Chciałabym mu pomóc tylko jak? - przez kolejne minuty zadawała sobie to pytanie doszczętnie szukając odpowiedzi- Może powinnam do niego zadzwonić? A może Mike ma rację z tym,że Chaz chce pobyć sam w końcu zna Go dłużej- włożyła dłoń do kieszeni i poczuła w niej zwiniętą gazetę. Wyjęła ją. Chciała przeczytać co jest w niej napisane jednak najpierw spojrzała na Spike'a jakby chciała uzyskać od niego pozwolenie. 
- Śmiało czytaj.- mężczyzna doskonale wiedział, o co chodzi brunetce i z lekkim uśmiechem odpowiedział. 
Kobieta otworzyła gazetę jednak to, co zobaczyła tylko pogłębiło jej niepokój. Dookoła krótkiego komentarza do tematu znajdowały się fan-arty przedstawiające Mike'a i Chestera w nieco erotycznych scenach. Maci delikatnie rozszerzyła usta ze zdziwienia. 
- Czego Ci ludzie nie wymyślą?!- pomyślała- Przecież to do nich zupełnie nie pasuje. Może czasem się powygłupiają, ale to są tylko żarty nic, poza tym.- tłumaczyła sobie nie mogąc uwierzyć w całą tą sytuację. Patrząc na te obrazki przeszły ją ciarki. Natychmiast zamknęła gazetę,zgniotła ją i odłożyła do kieszeni nie chcąc jej oglądać. W jej głowie kłębiło się tysiące pytań jednak wiedziała,że na żadne z nich nie otrzyma odpowiedzi. Czuła,że trzęsą jej się ręce. Denerwuje się.- Dlaczego ona, im to zrobiła? Do czego ona zmierza?- po raz kolejny zadawała sobie pytania retoryczne. Jej przemyślenia przerwał Mike oznajmiając,że są już na miejscu. Dziewczyna nadal nie odzywając się wysiadła z auta i podążyła za Spike'em,który właśnie wchodził do swojego mieszkania. W salonie ujrzała Niki z gazetą w ręku. 
- To ma być jakiś żart?- spytała Nicola wskazując nerwowo na zdjęcia znajdujące się w środku. Maci nie mogą na nie patrzeć odwróciła się na pięcie i chwyciła za klamkę. 
- Nie będę Wam przeszkadzać. Wyjaśnijcie sobie wszystko.- odrzekła otwierając drzwi. 
- Poczekaj.-krzyknął Shinoda. Szybkim krokiem podszedł do kobiety i chwycił ją za dłoń delikatnie kładąc coś na nich.- To są klucze do jego mieszkania. Proszę Cię idź tam i daj mi znać jak wróci. Jeśli nie będzie go przez godzinę lub dwie od razu do mnie dzwoń okej? Zadzwoń do chłopaków to przyjadą i poczekają z Tobą. Ja wpadnę jak tylko porozmawiam z Niki. 
- Okej nie ma problemu. Jakby się do Ciebie odezwał to też daj mi znać proszę. - odpowiedziała błagalnym tonem, na co Shinoda pokiwał potwierdzająco głową. Po tym geście kobieta pożegnała się i wyszła. Szła wolnym krokiem znów zastanawiając się nad całą tą sytuacją. Wiedziała,że nie zadzwoni po chłopaków. I tak nie jest w stanie z nikim gadać a tak posiedzi w samotności i przemyśli wszystko w spokoju. Próbowała ułożyć sobie mowę,która miała zamiar wygłosić jak tylko Chazy wróci. Dobrze wiedziała,że to na nic, bo i tak, gdy przyjdzie co do czego zapomni wszystko i jak zwykle będzie musiała improwizować. Jednak koniecznie próbowała zająć czymś swoje myśli, by nie wymyślały czarnych scenariuszy dotyczących Benningtona. Zajęta swoim przemówieniem nie spostrzegła,że stoi już przed domem mężczyzny. Zwinnym ruchem wyjęła kluczę i otworzyła drzwi. Wchodząc do wielkiego i pustego salonu zdjęła bluzę. Usiadła na kanapie nerwowo oczekując telefonu bądź przyjścia Chaz'a. 
*** Chester *** 
Z dłońmi w kieszeniach i z kapturem na głowie kroczył niepewnym krokiem przez główne ulice miasta. Nie chciał katować się całą tą akcją dlatego wyjął telefon i podłączając do niego białe słuchawki włączył muzykę. W myślach śpiewał swoje ulubione kawałki. Kompletnie nie zważał na ludzi mijających go. Zastanawiało Go tylko jedno. Jest początek grudnia a oni już pochłonięci są w świątecznych zakupach. Nie rozumiał ich zachowania.- Przecież to jeszcze miesiąc.- mruknął pod nosem i ponownie wrócił do nucenia piosenek. Mimo,że nie był w dobrym nastroju nie okazywał tego na zewnątrz. Kilka razy zatrzymali go fani prosząc o zdjęcie i autograf. Dla nie poznaki uśmiechał się do obiektywu a podpisując kartki próbował nawiązać krótką rozmowę z fanami. Wiedział,że nie może ich zawieść nawet, gdy jest w takim stanie jak teraz. Pożegnał się z nimi i ponownie ruszył włączając muzykę. Wiedział,że zaszedł już dość daleko jednak nie przywiązywał do tego dużej wagi. Chciał pobyć sam. W takich chwilach zawsze lubił spacerować. Czuł się, wtedy wolny. Spacery go uspokajały. W tej chwili poczuł wibracje w kieszeni. Nieco powolnym ruchem wyjął telefon i spojrzał na ekran. MIKE.- Przepraszam Cię Spike, ale nie mam ochoty teraz z nikim rozmawiać potrzebuję czasu.- pomyślał- Oddzwonię do niego, jak już się ogarnę.- Doskonale wiedział,że przyjaciel martwi się o niego dlatego postanowił napisać do niego krótką wiadomość. " Nic mi nie jest. Potrzebuję trochę czasu. Przemyśle to i wrócę." W takich chwilach jak ta Chester zawsze odwiedzał siłownię. Ćwicząc zapominał o problemach. Jednak dziś nie miał na to najmniejszej ochoty. Zresztą do domu miał daleko, więc nie mógł iść po ubrania i inne potrzebne mu rzeczy. Wyjął słuchawki z uszu i schował je wraz z telefonem do kieszeni. Drugą dłonią sprawdził czy ma portfel i ponownie zaczął iść rozglądając się po znajomej okolicy. Zdawał sobie sprawę, gdzie jest. Dookoła stare poobdzierane bloki. Opuszczone budynki. Dzieciaki biegające na niezadbanych podwórkach. Gdzie nie spojrzał widział stare graffiti. W tej chwili uświadomił sobie,że znalazł się na osiedlu, na którym się wychowywał. Na, którym przeżył najgorsze lata swojego życia. To tu zaczął ćpać. To tu w jego rodzinnym domu był molestowany. To tu w jednej ze szkół był bity i prześladowany za to , że jest inny niż wszyscy. Nie dowiedział tego miejsca ponad 15 lat. Jednak teraz stojąc na jednej z ulic poczuł się pewniej. Nie bał się, jak kiedyś ,że coś może mu się stać. Pewnym krokiem ruszył przed siebie przyglądając się wszystkiemu z precyzją. Zatrzymał się na jednej z uliczek prowadzących na podwórko. Stało tam 2 chłopców grających w piłkę. Chwilę później piłka znajdowała się pod nogami Chestera. Lekko się uśmiechając podał ją dzieciom i ponownie zaczął iść. Ustał przed szkołą. Złe wspomnienia to wszystko nagle wróciło. To wszystko wydarzyło się tyle lat temu a on czuje, jakby to było wczoraj. Poczuł wzrok bany, która się nad, nim znęcała. Czuł te szydercze uśmiechy i kawały dotyczące jego osoby. Wiedział,że kiedyś będzie musiał tu wrócić i ponownie się z tym zmierzyć jednak nie zdawał sobie sprawy,że to nastąpi akurat dziś. Przez te lata nic tu się nie zmieniło. Nadal są tu dzieci wytykane palcami tak jak on kiedyś. Różniły się tym,że potrafiły się postawić. Chester po prostu nie reagował nie potrafił się sprzeciwić. Bał się najzwyczajniej w świecie. Mimo ,że ma już te " dzieści" lat poczuł się znów jak mały, bezradny chłopczyk, który kompletnie nie radzi sobie w życiu. Chłopczyk,który według innych był najgorszy a w głębi duszy był wspaniałym dzieciakiem pragnącym normalnego dzieciństwa. Chazy chciał już wrócić do domu. Czuł się jeszcze bardziej przygnębiony i zdesperowany. Ponieważ świetnie znał okolice postanowił iść znajomym skrótem, by jak najszybciej znaleźć się w mieszkaniu jak najdalej od wspomnień z dzieciństwa. Zaczął iść wąską uliczką zsuwając z głowy kaptur. Chwilę później dostrzegł w jednym z zakamarków mężczyznę opierającego się o ścianę. Znał go. Wiedział kim on jest i co robi. Przyspieszył chcąc uniknął spotkania jednak nadaremno. 
- Proszę proszę. Kogo moje oczy widzą. Słynny Chester Bennington. I to w takim miejscu.Po tylu latach.- zadrwił mężczyzna podchodząc do Chaza.- Czyżbyś wracał na stare śmieci? -spytał nie oczekując odpowiedzi.- Widzę,że jesteś zdenerwowany. Mam coś na rozluźnienie. Po starej znajomości mam dla Ciebie zniżkę.- diler wyciągnął z kieszeni woreczek z białą zawartością w środku.- To jak dogadamy się? 
Chester nie wiedział co ma zrobić. Wahał się. Zdawał sobie sprawę,że to złe,że dawno z tym skończył jednak w tej chwili wydawało mu się to najlepszym rozwiązaniem.- Przecież nikt, by się o tym nie dowiedział.- pomyślał nadal się wahając. - To tylko jedno razowa sytuacja. 


Wiem krótki ale brak weny ;_; Dziękuje wszystkim za komentarze i opinię to dużo dla mnie znaczy :)

czwartek, 5 grudnia 2013

Rozdział 23

Mężczyzna nadal patrzył przed siebie co chwilę wypowiadając imię -Viki. W tej chwili przypomniał sobie wszystko, co przez ostatnie miesiące starał się zapomnieć. Jego myśli skupione wokół ich wspólnie spędzonych chwil. Przed oczami ukazywały mu się ich spotkania,pocałunki i wspólnie spędzony czas. Chciał do niej podejść i przywitać się. W myślach wyobrażał sobie, jak, to by mogła przebiec. Widział dziewczynę,która z radością rzuci się na niego i przeprosi, za to wszystko, dziewczynę, która wyjaśni mu całe te nieporozumienie i powie ,że to wszystko nie prawda,że znów mogą być razem i już zupełnie szczęśliwi. 
-Chester! Chester! - Maci próbowała wyrwać chłopaka z rozmyśleń przez, które kiedyś zamknął się w sobie. Dokładnie znała przeszłość Chestera. Zresztą obiecała Shinodzie,że cokolwiek, by się działo a on spotkałby Viktorię ma go za wszelką cenę od niej odciągnąć. Do tego też dążyła jednak nie zbyt skutecznie. W głowie miała mętlik. Wiedziała,że jeśli czegoś teraz nie wymyśli to zawiedzie Mike'a. W jednej chwili dziewczyna szturchnęła chłopaka, po czym odpadła na ziemię. To był jedyny pomysł jaki jej teraz wpadł do głowy ,który mimo wszystko poskutkował. Bennington natychmiast pochylił się nad dziewczyną. 
- Maci? Maci?! - chłopak położył dziewczynę na swoich kolanach. - Słyszysz mnie? Maci!- Brunetka otworzyła oczy. Chester parzył na nią z przerażonym wzrokiem kompletnie nie wiedząc co ma zrobić. - Już dzwonie po karetkę. 
- Nie , nie dzwoń.- powiedziała szeptem próbując usiąść. Jednak Chazy trzymał ją na tyle mocno , że nie mogła się ruszyć.- Już mi lepiej. Po prostu zakręciło mi się w głowie. 
Bennington wziął dziewczynę na ręce, po czym postawił ją przed ławką. 
- Błagam Cię nie ruszaj się stąd. Zaraz wrócę. - Chester podbiegł do kasy, by zapłacić za zakupy,które szybko chwycił w dłonie i podszedł do dziewczyny. - Zaniosę je do samochodu i przyjdę po Ciebie dobrze ? -spytał zaniepokojonym głosem kucając na przeciwko niej. 
- Pójdę z Tobą. Czuję się już lepiej. Sama dojdę do samochodu dam radę. - odrzekła wstając. W jednej chwili Chester położył jedną dłoń na jej talii, by dziewczyna oparła się o niego co posłusznie zrobiła. W drugą dłoń chwycił kilka reklamówek z zakupami. - Daj wezmę coś.- Mężczyzna jednak nie dał Maci toreb z zakupami. Spojrzał na nią i lekko się uśmiechnął, po czym odwrócił się do tyłu patrząc w stronę sklepu. Nie dało się ukryć ,że nadal myślał o kobiecie, która była nierealnie podobna do jego byłej dziewczyny. Otworzył Maci drzwi do samochodu, po czym pomógł jej wsiąść,następnie włożył zakupy do bagażnika i po chwili zajął miejsce kierowcy. 
- Na pewno nie chcesz,żebym Cię zawiózł do lekarza? Blado wyglądasz. - stwierdził zaniepokojony brunet. 
- Nie , nie trzeba. Może to z nerwów i niewyspania. - odpowiedziała. 
- Więc czemu się nie wysypiasz ? 
- Przy moim współlokatorze jest to niestety nie możliwe. - dziewczyna spojrzała na mężczyzny,który właśnie wkładał kluczyki do stacyjki, by za chwilę włączyć się do ruchu. Czuła wyrzuty sumienia,że oszukała go mdlejąc w sklepie. Pogrążona w swoich myślach od razu stwierdziła,że musi mu powiedzieć prawdę. Nie wiedziała jeszcze do końca jak to zrobić, ale jednego była pewna, że musi z, nim poważnie porozmawiać. 
- To da się załatwić.- chłopak uśmiechnął się, po czym położył dłoń na kolanie Maci. - Na pewno wszystko dobrze? - zmartwiony chłopak właśnie spojrzał na przyjaciółkę. 
Kobieta spojrzała na dłoń Chester'a. Nie mogła pokazać ,że to jej się podoba. W końcu Chazy był jej przyjacielem. Nie chciała tego zepsuć. Chłopak widząc zakłopotanie Maci natychmiast zabrał swoją dłoń i ułożył ją na kierownicy. Ponownie ruszył samochodem teraz już nie co szybkiej. Nie dało się ukryć,że oboje chcieli już być na miejscu. Przez resztę podróży nikt nie zabrał głosu. Zapadła niezręczna cisza,która ustała, dopiero gdy Chazy wjechał do garażu. 
- Dziękuje. - odpowiedziała Maci wysiadając z samochodu. Od razu ruszyła w stronę bagażnika, by wziąć zakupy. Zdołała zabrać tylko 2 reklamówki, gdyż Chester ubiegł ją. 
- Oddaj! - powiedział marszcząc nos a na jego twarzy pojawił się wielki uśmiech.- Bo, inaczej załatwię to, inaczej.- zagroził w ironiczny sposób. 
- Nie oddam. Też chce się poczuć potrzebna. 
- Chcesz czuć się potrzebna? - chłopak zamyślił się jeżdżąc palcem po swojej brodzie.- Wiem w czym możesz mi pomóc. W tym stanie nie nadajesz się do jakiejkolwiek ciężkiej pracy, ale... - tu przerwał i wziął dziewczynę na ręce. - Ciężka nie jesteś, więc nawet dobrze przypakować nie można. - zaśmiał się . 
- Dzięki wielkie.- oboje śmiali się.- To smutne nie nadaje się nawet na sztangę. - Maci stała już w wielkim salonie. 
- Poczekaj tu zaraz wrócę. Pójdę tylko po resztę zakupów.- odrzekł brunet wychodząc z mieszkania. 
Dziewczyna starannie przyglądała się pomieszczeniu. Po prawej stronie znajdował się starannie powieszony wieszak oraz półka na obuwie. Pierwsze co przywiodło jej wzrok, kiedy weszła do środka to białe schody w kształcie spirali, wykonane z drewna. Ściany koloru brudnego białego dodawały pomieszczeniu niesamowitej atmosfery. Przypominały lata 80-te. Czarna skórzana kanapa i trzy fotele dodawały pomieszczeniu nieco nowoczesności. Obszar między kanapą a ścianą zajął mały szklany stoliczek.Na ścianie wisiał już wielki telewizor plazmowy pod, którym znajdowała się niska,podłużna i czarna szafka, na której stał odtwarzać dvd oraz masa filmów. Dziewczyna przejechała palcem po dość sporej kolekcji mężczyzny.Spojrzała w prawą stronę, gdzie mieścił się kominek obok, którego stał wiklinowy koszyk z drewnem. Przeszła kilka kroków dalej, by nadal podziwiać piękne wnętrza. Po lewej stronie była kuchnia. Z daleka w oczy rzucała się lodówka koloru miętowego. Uchwyty do szafek tego samego koloru świetnie komponowały się z kremowym kolorem szafek. Na środku znajdowała się wysepka do gotowania. Pod ścianą stał niezbyt duży stół z czterema krzesełkami. Wszystko to wydawało się idealne. Dziewczyna była ciekawa, kto urządzał wnętrza. Ponownie wróciła do miejsca, gdzie stała kanapa. Na ścianie naprzeciw telewizora wisiały zdjęcia. Maci podeszła do nich, by bliżej, im się przyjrzeć. Na środku ściany wisiała wielka antyrama ze zdjęciem całego składu Linkin Park dookoła znajdowały się już nieco mniejsze ramki ze zdjęciami Chestera. Na jednym był z Joe na drugim z Brad'em. W każdej ramce wisiało zdjęcie z innym przyjacielem. Jedno zdjęcie przyczyniło się do wielkiego uśmiechu na twarzy brunetki. Była to fotografia Chaza z małym chłopcem, który przytulał się do Benningtona z wielkim uśmiechem. Jednak zdziwiła się widząc jedną pustą ramkę. Stała dokładnie przyglądając się każdej fotografii. 
- Jestem! -krzyknął Chazy wchodząc do pomieszczenia z reklamówkami ,które natychmiast położył w kuchni.-Przepraszam,że tak długo, ale musiałem wykonać ważny telefon. I jak się podoba dom ? -spytał podchodząc do kobiety. 
- Jest śliczny. -powiedziała zachwycając się przepięknym wnętrzem.- Jak dla mnie jest idealnie. Czyje to dzieło ? -spytała patrząc na Chestera. 
- Moje i Mike'a. Z małą pomocą reszty ekipy.- dumnie odpowiedział. - Cieszę się,że Ci się podoba. 
- Co to za śliczny chłopczyk na tym zdjęciu ? -dziewczyna wskazała palcem na fotografię,której nie dawano się przyglądała. 
- Przecież to ja. - Chazy zaczął się śmiać.- Ale, gdzie ja tam śliczny. A tak na serio to syn mojego brata Andy. ( czyt. Endi) 
- Ty masz brata? -Maci ustała obok Chestera opierając się o tył kanapy.- Widzę,że jeszcze sporo o Tobie nie wiem. Ale jak to mówił pewien muzyk "wszystko się da nadrobić". 
- Bardzo inteligentny ten Pan musiał być. - oboje w wesołym nastroju udali się do kuchni. - Usiądź ja się wszystkim zajmę. Chcesz coś do picia? -spytał troskliwym tonem. 
- Daj spokój przecież nie umieram. Czuje się już dobrze. -odrzekła z uśmiechem i od razu zabrała się za rozpakowywanie zakupów. 
Przyjaciele wspólnymi siłami wzięli się za przygotowywanie pizzy. Maci zwinnie kierowała całą pracą. Każdy był pochłonięty swoim zajęciem. 
Minęło 20 minut. Chester starannie włożył pizze do piekarnika. Wziął butelkę wina i szkło, po czym dołączył do Maci siedzącej w salonie. Postawił wszystko na stoliku następnie podszedł do kominka, by go rozpalić. Włożył kilka drewek i podpalił je. Całość rozpaliła się po 5 minutach. Odwrócił się. Maci siedziała na podłodze opierając się o kanapę. 
- Mamy teraz trochę czasu, więc możemy pogadać. - uśmiechnięty Bennington usiadł obok nalewając do kieliszków wino.- Proszę bardzo. - podał jeden z nich brunetce. 
- Dziękuje Ci bardzo.- kobieta wzięła szkło od chłopaka.- Więc co z Twoim bratem? 
- Ma na imię Charlie (czyt. Czarli). Od 10 lat ożenił się z Lindą. Od tamtego wydarzenia nie mamy zbyt dobrego kontaktu. Andy to mój chrześniak, więc spotykam go tylko w jego urodziny czy święta. Mały ma teraz 5 lat i jest na prawdę świetnym dzieciakiem. 
- Przepraszam,że przerywam, ale mam pytanie.- przerwała upijając łyk wina. 
- Nic się nie stało. Mów, o co chodzi? -chłopak powtórzył zachowanie Maci. W lewej ręce trzymał kieliszek wina oparty na jego kolanie a druga ręka, na której oparta była jego głowa wylądowała na kanapie. 
- Skoro jesteś chrzestnym Andy'iego to czemu nie możesz się z, nim spotykać codziennie albo przynajmniej kilka razy w miesiącu? 
- No właśnie do tego zmierzałem. Linda jego matka łagodnie mówiąc nie przepada za mną. Mam nieciekawą przeszłość a jej nic się nie da wytłumaczyć. Dla niej ćpun zawsze zostanie ćpunem. Tu ma rację, ale nie oznacza to , że ciągle biorę. Nie miałem z tym styczności od ładnych parunastu lat. Ona twierdzi,że wciągnę w do Charlie'ego a później Młodego. Poza tym nie byłem zbyt stały w uczuciach co też jej się nie podobało, bo kiedyś miałem styczność z jej przyjaciółką. 
- Styczność to znaczy? - dziewczyna była ciekawa jednak w jej oczach malowała się smutek,który podzielała wraz z Chaz'em. 
- Nie będę nic ukrywać. Przyjaźnimy się i mogę Ci zaufać. - powiedział upijając spory łyk wina.- Kiedyś nie szukałem miłości, bawiłem się dziewczynami takie jedno dniowe przygody. Co już dawno się zmieniło. - sprostował nie chcąc wychodzić na drania. 
- Rozumiem.-dziewczynie odebrało mowę. Cieszyła się,że Chazy jej ufa i jest z nią szczery jednak jego przeszłość była przygnębiająca.- Każdy miał jakieś problemy w przeszłość, ale to nie powód, żeby od razu takiego kogoś skreślać. Przecież każdy w jakimś tam stopniu z upływem lat się zmienia. Idąc tokiem myślenia Twojej szwagierki nie powinno mnie tu być w ogóle nie powinieneś mieć znajomych. To głupie. Lubię Cię nawet bardzo, a to co robiłeś kiedyś mnie nie interesuje. Ważne jest dla mnie to , że jesteś takim człowiekiem jakim jesteś teraz i ,że w ogóle jesteś. Nie znam innej takiej osoby,która mimo takiej, a nie innej przeszłości jest bardzo pozytywnym człowiekiem. Jesteś dobry ,potrafisz wysłuchać, doradzić, o co jej chodzi?! Powinna tylko żałować ,że nie poznała Cię bliżej.A co Twój brat na to ? Przecież powinien jakoś zareagować w końcu popsuły się Wam relacje przez nią. 
Chester słuchając dokładnie wszystkiego co mówiła Maci udał się do kuchni po pizze. Położył ją na stoliku i rozłożył dwa talerze oraz sztućce. 
- Dziękuje za tyle miłych słów na mój temat, ale to raczej sprawy nie załatwi. Wiem,że to żona mojego brata, ale ona jest jakaś nienormalna.- mężczyzna starannie pokroił pizze.- Dosyć o mnie. Opowiedz mi coś o sobie,swojej rodzinie. - oboje zaczęli jeść. 
- To dość nudna opowieść ...- zaczęła brunetka.- Nie wiem od czego zacząć. 
- Najlepiej od początku. -Chester z uśmiechem ugryzł kolejny kawałek pizzy. 
- Urodziłam się w niezbyt bezpiecznej dzielnicy Londynu. Tam też się wychowywałam razem z moim starszym bratem Rayan'em. Dzieciństwo mimo wszystko miałam udane. Na pozór wszystkiemu byliśmy szczęśliwą rodziną. Codziennie jedliśmy razem obiady, co niedziele wybieraliśmy się na spacery. Mówiąc krótko niczego nam nie brakowało po prostu perfekcyjna rodzina.Jednak nie potrwało to długo. Miałam, wtedy 15 lat. Rayan wpadł w złe towarzystwo. W wieku 18 lat miał już na koncie kuratora i dwie sprawy w sądzie. Ciągłe bójki,napady,alkohol,narkotyki. To wszystko go zniszczyło i zmieniło o 360 stopni. Od tamtej pory stał się chamski, opryskliwy,pyskaty. No i właśnie to przyczyniło się do wydarzenia,które zmieniło moje życie diametralnie. W tym momencie, w którym on najbardziej potrzebował wsparcia i miłości rodziców oni od tak wyjechali. Jedynym ich wytłumaczeniem było,że nie radzą sobie z rodzicielstwem ,że w końcu chcą spełniać swoje marzenia o podróży dookoła świata a my, im w tym przeszkadzamy. Od tamtej pory nie miałam z nimi kontaktu. Zamieszkałam z dziadkami w centrum Londynu. Po roku doszła w końcu do siebie i zaczęłam powiedzmy ,że normalnie funkcjonować. Mój brat po roku wyszedł z poprawczaka i wprowadził się do nas. Zmienił towarzystwo i swoje życie. Znów stał się tym samym miłym i sympatycznym Rayan'em jak kiedyś. Po kilku latach rodzice odezwali się do niego w sprawie pieniędzy. Od tamtego telefonu co miesiąc wysyłali na jego konto kasę na nasze utrzymanie. Było ciężko, ale zawsze jakoś dawaliśmy radę. Przyjechałam tu do LA na studia dzięki stypendium. Rayan przysyła mi ci miesiąc jakąś tam kwotę ,żeby opłacić rachunki. Jedyny plus tego ,że mieszkam z Ian'em moim współlokatorem jest taki,że nie musimy płacić czynszu a tylko opłacać podstawowe rachunki. Zawsze trochę grosza zostaje. Teraz rzadko widuje się z dziadkami i bratem, ale mimo tego mamy świetny kontakt codziennie rozmawiamy przez telefon. Teraz wiesz już o mnie wszystko.- powiedziała patrząc na nieco zasmuconego mężczyznę.- Przepraszam na chwilę. Gdzie tu jest łazienka? 
- Drzwi koło schodów. -, zanim zdążył dokończyć dziewczyna pobiegła do środka. Chester bez chwili zastanowienia podążył za nią. Puknął w drzwi jednak Maci nie odezwała się. Oparł się od drzwi próbując coś usłyszeć. Jednak nie tego się spodziewał. Otworzył drzwi. Maci siedziała oparta o ścianę a dłońmi miała zasłoniętą twarz. Chazy nigdy nie słyszał a tym bardziej nie widział jej w takim stanie. Wydawała mu się silna a w tej chwili nieporadna dziewczyna po prostu nie mogła się powstrzymać od płaczu. Bennington kucnął koło niej, delikatnie chwycił ją na dłoń, po czym wyprowadził z toalety. Oboje usiedli na kanapie. Chłopak bez słowa przytulił przyjaciółkę. Ta wtuliła się w chłopaka,który doskonale wiedział czego w takiej sytuacji oczekuje Maci. Wiedział,że słowa na nic tu się nie zdadzą,dlatego siedzieli w milczeniu. Chazy dał jej się w spokoju wypłakać. Po upływie kilku minut dziewczyna już nieco spokojniejsza usiadła i oparła się. Wzięła głęboki oddech, po czym spojrzała na Chestera. Chłopak ujął twarz Maci w dłonie i przetarł jej łzy spływające po policzkach. - Już lepiej? - spytał zatroskanym głosem. 
- Tak... przepraszam Cię, za to. Po prostu to dla mnie trudne do opowiadania szczególnie ,że nikomu o tym nie mówiłam wcześniej.-kobieta wzięła od Chestera kieliszek wina i upiła łyk. 
-Nie masz mnie za co przepraszać. To ludzkie zachowanie. W takich sytuacjach każdy, by się tak zachował, jak ty. Wiem,że to nie etyczne, ale chyba powinienem podziękować Twoim rodzicom, bo dzięki ich podróży Ty tu jesteś teraz ze mną. Mogę z Tobą porozmawiać,powygłupiać się, a jeśli brakuje Ci bliskich to możemy nawet teraz,zaraz jechać do nich to żaden problem. 
Dziewczyna uśmiechnęła się delikatnie jednym kącikiem ust. 
- Wyjazd do nich planuje dopiero na święta. Dziękuje za Twoją troskę i zaangażowanie, ale to zupełnie nie potrzebne. Wiem,że masz dużo swoich problemów dlatego przepraszam,że obarczam Cię także moimi. 
- Nie masz mnie za co przepraszać byłem Ci to winien. Po rozstaniu z Viki to ty mnie wyciągnęłaś z pokoju. Za co jestem Ci na prawdę wdzięczny. 
Kobieta obdarowała mężczyznę uroczym uśmiechem. 
- Dość smętów na dziś. W końcu to miał być udany wieczór. - Maci ponownie zabrała się za jedzenie. Chester uczynił to samo.- A tak z czystej ciekawości. Czemu jedna ramka jest pusta?- chłopak spojrzał na ścianę, a następnie skierował swój wzrok na brunetkę. 
- Czeka na wyjątkowe zdjęcie z wyjątkową osobą.- Chazy uśmiechnął się, po czym zmarszczył nos.- To, kiedy robimy sobie zdjęcie ? 
- Oooooo - dziewczyna westchnęła- To miłe. -powiedziała robiąc najsłodszą minę na świecie.- Teraz? 
Bennington bez słowa poszedł na górę. Wrócił po kilku minutach z aparatem w ręku. 
- Do dzieła. - zaśmiał się. 
Przyjaciele przez dobre 15 minut robili sobie masę zdjęć. Po skończonej sesji Chester podpiął aparat do telewizora i razem z Maci oglądali dzisiejszą sesję. Oboje śmiali się przy tym jak małe dzieci. Z wszystkich zdjęć wybrali jedno,które Chester wydrukował, a następnie włożył do pustej ramki. 
- Teraz mogę się tu wprowadzać.- odrzekł mężczyzna patrząc razem z dziewczyną na ścianę. 
- Wydrukujmy jeszcze te zdjęcie. - Maci wskazała na telewizor, na którym widniało ich zdjęcie z dziwnymi minami.- Chce je na pamiątkę. 
- Nie ma problemu. Już się robi.- po chwili zdjęcie było już w dłoni kobiety. 
- Dziękuje bardzo. -odrzekła całując Chaza w policzek. 
Oboje znów zasiedli na podłodze pochłonięci rozmową. Brunet poszedł do kuchni po kolejną butelkę wina,którą zwinnie otworzył. Rozmawiali o wszystkim i o niczym. Byli tak zajęci sobą,że nie spostrzegli,że na zegarze wybiła godzina 24. Bennington poszedł do łazienki. Gdy wrócił dziewczyna już spała wtulona w poduszkę. Nie miał sumienia jej budzić dlatego wziął ją na ręce i zaniósł na górę do swojej sypialni. Delikatnie położył ją na łóżku i przykrył kocem. Usiadł na krańcu łóżka patrząc na Maci. Dłonią odgarnął kosmyk włosów, który opadł jej na twarz. Mógł patrzeć na nią godzinami. Według niego była idealna w każdym calu. Pochłonięty rozmyśleniami zsunął się na podłogę i zasnął. 
********************* 
Ranek.Mieszkanie Chestera. 
Do sypialni Chaz'a z impetem wbiegł Mike budząc przy tym Maci i gospodarza domu. Oboje pół przytomni nie wiedzieli co się dzieje. Shinoda nie zważając na nic rzucił w stronę przyjaciela codzienną gazetę. Bennington powolnym ruchem chwycił gazetę w dłoń. 
- Zabije ją! No uduszę! -krzyczał Mike- Co ona sobie wyobraża ?! Takie sceny urządzać! Jak my to teraz sprostujemy? Przecież ta łatka zostanie z nami do końca! - mężczyzna nie mógł się uspokoić.Chodził nerwowo po pokoju co chwila łapiąc się za głowę. Maci podniosła się i nie wiedząc, o co chodzi usiadła na krześle. Patrzyła to na Chaza to na Spike'a. Zaspany wyraz twarzy wokalisty zmienił się w wyraz pełen złości,zaskoczenia i oburzenia. Przeczesał palcami swoje włosy, po czym wstał i podszedł do Mike'a. Złapał Go za koszulę i pchnął w stronę łóżka. 
- Siadaj kurwa!- krzyknął rzucając gazetę w kąt pokoju. 
- Jak mam siedzieć, skoro od środka aż mnie roznosi. -rzucił Minoda. 
- Wkurwia mnie takie zachowanie. Siedź na dupie i się nie ruszaj. Chodzenie w niczym Ci nie pomoże! - nerwowy i głośny ton głosu mężczyzny wyraźnie przestraszył i zdziwił dziewczynę siedzącą w milczeniu. Nie chciała w tej chwili udzielać się w tej awanturze. Głównym tego powodem był po prostu brak informacji. Przyglądała się całej tej sytuacji czekając aż w końcu któryś z nich powie, o co chodzi. 
- A wiesz co mnie wkurwia .... ? 
- W tej sytuacji mało mnie to obchodzi. - Bennington kucnął przy szafie chowając twarz w dłonie. 
- Ona mnie wkurza. Ona! Zachciało jej się w coś grać? Ale jakim kosztem!- Mike nie wytrzymał i wstał. 
- Siadaj! - Chazy odrzekł i wskazał palcem na łóżko. Spike posłusznie wykonał polecenie nie chcąc bardziej zdenerwować przyjaciela.- Daj mi chwilę pomyśleć. 
Minęło 10 minut, zanim ktoś zabrał głos. 
- Zbieraj się! - powiedział Chaz stanowczym tonem. 
- Co ? 
- Głuchy jesteś? Zbieraj się! Jedziemy tam, inaczej nic nie zdziałamy. Poczekaj na mnie przy samochodzie. - brunet poinstruował Shinodę a sam wyszedł zatrzaskując za sobą drzwi od łazienki. Wrócił po chwili przebrany w świeże ubrania, wchodząc wziął głęboki oddech i kucnął przy krześle, z którego nie ruszyła się Maci.- Przepraszam Cię za to , że musiałaś tego słuchać..., że się tak uniosłem, ale ... - tu przerwał i podał kobiecie gazetę.- Zresztą sama zobacz. - Zaczekasz tu na mnie? Niedługo wrócę obiecuje. -powiedział wstając i zakładając bluzę. 
- Nie będę czekać, bo jadę z Wami. - Maci również się podniosła i z poważna miną popatrzyła w stronę Benningtona. Jego twarz jak nigdy pokazywała wiele emocji jednak wszystkie negatywne. Malowało się na niej złość,nienawiść,wstręt. 
- Nie wiem, czy to jest dobry pomysł. Wolałbym,żebyś tego nie słuchała i poczekała tutaj. -odrzekł cichym, ale stanowczym tonem.- Ale z racji ,że trochę Cię już znam i wiem,że nie odpuścisz to nie mam zamiaru się kłócić. - wyciągnął dłoń w kierunki drzwi zapraszając dziewczynę do wyjścia. Ta nie czytając gazety włożyła ją do kieszeni i wyszła. Mike już siedział w samochodzie nerwowo stukając palcami o ekran swojego telefonu. Maci zajęła miejsce z tyłu. Po chwili do samochodu wsiadł Chester i z piskiem opon ruszył. Dziewczyna patrzyła przez okno na okolicę. Było wcześnie rano. Na ulicach nie widać było prawie nikogo. Czasem tylko ktoś wyszedł ze sklepu.Przez całą drogę wszyscy milczeli. Mike milczał, bo nie chciał bardziej zdenerwować Chestera. Maci, natomiast kompletnie nie wiedziała, o co chodzi, a po minie Chaza wywnioskowała,że ona sam jej tego nie powie. W tej chwili oderwała wzrok od szyby i spojrzała w dół. 
- Gazeta ... -wyszeptała i szybkim ruchem wyciągnęła papier z kieszeni. Chciała jak najszybciej ją rozłożyć jednak coś w środku jej na to nie pozwalało. Bała się, co to będzie. Jednak przez cały czas w głębi duszy zastanawiała się co mogło tak bardzo zdenerwować chłopaków. 
- Otwórz śmiało. -odezwał się Chester spoglądając właśnie na brunetkę. Stali właśnie na czerwonym świetle. Patrzył na dziewczynę swoimi pięknymi brązowymi oczami, w których malował się niepokój i strach. Pierwszy raz, odkąd wyszedł z "zamknięcia" widziała go w takim stanie. Chciał mu teraz coś powiedzieć,pocieszyć Go,przytulić, ale wiedziała,że to na nic,że to nie pomoże, nie w tej sytuacji,nie dziś, nie w takim stanie w jakim jest teraz. Musiała poczekać. Przez kilka dobrych minut wyłączyła się całkowicie. Pogrążyła się w swoich myślach, z których wyrwał ją Mike. 
- Maci! Maci! Żyjesz ? - mówił tak samo zdenerwowanym tonem co Chazy. Patrzył się na nią tym samym smutnym wzrokiem co Bennington. Oni obaj zmienili się w jednej chwili. Te zachowanie nie było w ogóle podobne do Shinody. Na co dzień wesoły,radosny,optymistyczny teraz przygnębiony,smutny i jakby przestraszony. Człowiek,który, na co dzień mówił więcej niż ona sama przez całe swoje życie teraz siedział cicho,zamknięty w sobie i pogrążony w myślach. To milczenie zabijało ich od środka.Było porażające. 
- Tak żyję. Przepraszam trochę się zamyśliłam. -odpowiedział cichym jak nigdy tonem wpatrując się w okno. W ręku nadal trzymała zwiniętą gazetę. Wiedziała,że nic dobrego w niej nie zobaczy jednak w duchu modliła się,żeby to nie było coś strasznego. Nieco pewniejszym ruchem rozłożyła gazetę. Na pierwszej stronie widniało zdjęcie Chaza i Mike'a obejmujących się co robili zawsze po koncercie dziękując w ten sposób fanom za ich obecność i wsparcie. Przeczytała nagłówek. Zamurowało ją. Jej modlitwy nie zostały wysłuchane wręcz przeciwnie. Nie wierzyła własnym oczom.- Jak to ??!! -szepnęła pod nosem. 
- Też się zastanawiam. -z rozmyślań wyrwał ją Chester.Właśnie parkował na podjeździe przed domem Brad'a. 
- Brad? To nie on! Na pewno nie! On, by tego chłopakom nie zrobił.- pomyślała.- BELLA! - powiedział głośno. 
- Czyli zgadzasz się z nami?! - odrzekł Spike wysiadając wraz z Chesterem z samochodu. Maci dokładnie jeszcze raz przeczytała nagłówek gazety. 
" FANI MIELI RACJE. BENNODA ISTNIEJE. BENNINGTON I SHINODA - RAZEM! "
PRZEPRASZAM,ŻE TAKI KRÓTKI :< LICZĘ NA WASZĄ OPINIE I KOMENTARZE, BO GŁÓWNIE OD TEGO ZALEŻY CZY DALEJ COŚ BĘDĘ DODAWAĆ. DZIĘKUJE ZA PRZECZYTANIE I ZA WASZE OPINIE. <3

sobota, 30 listopada 2013

Rozdział 22



** Następnego dnia rano. Pokój Maci. ** 
Chester po przebudzeniu wyciągnął rękę w poszukiwaniu Maci. Jedyne co poczuł to, że druga strona łóżka zdążyła już wystygnąć. Podparł się na łokciu. W mieszkaniu było już na tyle jasno , że mógł widzieć wszystko, co się tam działo. Widok z otwartych drzwi pokoju prowadził wprost na kuchnie.Usiadł na brzegu łóżka a jego wzrok utkwił na kobiecie, która dokładnie przygotowywała śniadanie. Miała na sobie czerwoną koszulę w kratę i jeansy. Jej włosy nieco roztrzepane sięgały jej do połowy pleców. Chazy pół przytomny chwycił w rękę butelkę z wodą stojącą obok łóżka. Kiedy zaczął pić wydawało mu się, że trwa to wiecznie. Po kilku sekundach nie było już połowy zawartości butelki. Włożył na siebie koszulę,która leżała na krzesełku. Wstał i udał się do pomieszczenia, w którym przebywała brunetka. Po cichu zaszedł ją od tyłu ,delikatnie położył swoje dłonie na jej biodrach. 
- Cześć księżniczko. - szepnął jej do ucha z uśmiechem na twarzy. Dziewczyna przestraszyła się. Szybkim ruchem odwróciła się w stronę bruneta i wylała na jego koszulę szklankę soku pomarańczowego. 
- Jejku przepraszam. Przestraszyłeś mnie. - odrzekła zdenerwowanym głosem.- Zdejmij koszulę wypiorę Ci ją, póki się jeszcze da. - z lekkim uśmiechem odłożyła szklankę do zlewu. Po jej ruchach można było wywnioskować,że jest zdenerwowana. 
- Nie trzeba na prawdę. To ja Cię przepraszam ,nie powinienem. 
- Szybko zdejmuj! - powiedziała stanowczym głosem.- Później się tego nie da sprać. 
- Dobrze już dobrze tylko nie bij. - Chester zaczął się śmiać, po czym rozpiął koszulę i zdjął ją. Maci wyciągnęła dłoń po koszulę jednak znów nie mogła się opanować. Jej wzrok wędrował po nagim torsie mężczyzny.Był wręcz idealny. Po chwili zamyślenia szybkim ruchem zabrała koszulę. 
- Śniadanie masz na stole. - rzuciła z uśmiechem wchodząc do łazienki. Zanurzyła koszulę w wodzie i wróciła do kuchni siadając na przeciw Benningtona. Patrzyła jak ten zachłannie zjada tosty z serem. - Smacznego. - brunetka podarowała mu swój piękny uśmiech, po czym nalała sobie kawy do kubka. 
- Dziękuje a śniadanie przepyszne. - odrzekł patrząc na Maci.- Jak się spało ? Nie chrapałem? - Chester położył ręce na stole i zaczął się w głos śmiać. 
- Bywało gorzej.- powiedziała z ironią- Spokojnie nie chrapałeś, inaczej znalazłbyś się w innym pokoju. - dziewczyna upiła łyk kawy a uśmiech nadal nie schodził jej z twarzy. Dłonią przeczesała sobie włosy.- Pożyczyłabym Ci koszulkę, ale obawiam się ,że będzie za mała.Chociaż... - tu się zamyśliła - mam taką jedną . Świetnie będzie do Ciebie pasować. - Ciemnooka wbiegła na górę i po kilku minutach była już z powrotem. Podała mężczyźnie różową koszulkę. Chester śmiejąc się spojrzał na obrazek, który na niej był. Przedstawiał on jednorożca a w tle tęczę. 
- Faktycznie jest świetna. Pożyczysz mi ją ? Założę ją na koncert. - oboje siedzieli i śmiali się w głos. 
- Jasne jest Twoja. - Po zjedzonym śniadaniu oboje posprzątali po sobie. Dziewczyna oparła się o blat spoglądając na Chestera. - Pamiętasz w ogóle co się wczoraj działo ? 
- Niestety, pamiętam co nie co. Nie był to najlepszy wieczór. Bynajmniej po części nie skończył się tak jak chciałem. - podszedł do dziewczyny.- A działo się coś o czym powinienem pamiętać? - spytał a na jego twarzy pojawił się cwany uśmiech. 
- Nic z tych rzeczy. - dziewczyna zaczęła się śmiać - Wam facetom to tylko jedno w głowie. Wszyscy jesteście tacy sami. - Maci pokręciła głową. 
- Wypraszam sobie. Ja jestem wyjątkowy. - Chaz wyszczerzył się.- Wczorajszy wieczór miał trochę, inaczej wyglądać. Była jedna rzecz ,którą chciałem zrobić no, ale niestety pewna osoba mi na to nie pozwoliła. 
- Spróbuj dziś. Może jeszcze nie jest za późno. - po tych słowach zapadła cisza. Minęło kilkadziesiąt sekund, zanim Chazy zdobył się na odwagę i podszedł bliżej do Maci. Spojrzał jej głęboko w oczy. Ich ciemny odcień doskonale współgrał z jej dość ciemną cerą. Powolnym ruchem położył dłoń na jej policzku a drugą dłonią oparł się o blat. Przybliżył swoją twarz do jej twarzy. Oboje milczeli patrząc sobie głęboko w oczy. Kobieta wzięła głęboki oddech i w końcu odezwała się. - Proszę Cię nie dziś,nie teraz.- brunetka przeszła pod ręką Chestera i weszła do salonu. Ustała koło okna. Wszędzie leżały już złote liście,dzieci biegały po ulicy grając w różne gry. W tej chwili chciała być takie jak one. Beztroskie ,bez żadnych problemów,po prostu bawiące się na dworze jak, gdyby nigdy nic. Wpatrywała się, jak zaślepiona w jeden punkt, gdy nagle odkręciła się w stronę kuchni, by wszystko wytłumaczyć mężczyźnie. Jednak spoglądając na niego zablokowało ją coś. Poczuła przeszywający ból w piersi. Brunet stał oparty dłońmi o blat w kuchni ze spuszczoną głową głęboko oddychając. 
- Przepraszam ... -odezwali się w tym samym momencie. Chester wszedł do salonu zakładając po drodze swoją marynarkę. - Nie wiem, co mnie napadło. Jeszcze raz Cię przepraszam. - W tej chwili do mieszkanie wszedł Mike.- Dobrze,że jesteś właśnie miałem po Ciebie dzwonić. Możemy już jechać. Chciałem się wykąpać i w ogóle.- 
Zdezorientowany Shinoda spojrzał najpierw na przyjaciela a później na przygnębioną Maci. 
- Co tu się stało? Zostawić Was na chwilę i atmosfera jak w domu pogrzebowym.Chester nigdzie nie jedziemy, dopóki mi nie wyjaśnicie co się stało. - Spike usiadł wygodnie na kanapie. 
- Daj spokój i tak już nadużyłem gościnności Maci za co jestem jej bardzo wdzięczny. - spojrzał na kobietę,która ciągle stała w jednym miejscu. Chaz podszedł do niej i delikatnie pocałował ją w policzek, po czym szepnął jej do ucha " przepraszam i dziękuje za wszystko" i bez żadnego pożegnania wyszedł na zewnątrz. 
- Idź do niego. - Maci sztucznie się uśmiechnęła. 
- Nie rozumiem Was. - Spike wstał i pokręcił głową.- Dziękuje,że go przygarnęłaś na pewno się odwdzięczę. 
- Nie musisz mi się za nic odwdzięczać. Cała przyjemność po mojej stronie.-w oczach dziewczyny zagościły iskierki a na jej twarzy zawitał delikatny chodź w 100% szczery uśmiech. - Teraz Ty Go pilnuj,żeby Bella na niego nie napadła.- brunetka cicho się zaśmiała przytulając Mike'a na pożegnanie. 
- O to możesz być spokojna. Z tego co mi się wydaje dużo się zmieniło od tych 2 miesięcy i chyba chłopak odżył na nowo po poznaniu pewnej dziewczyny.- rzucił Shinoda wychodząc z pomieszczenia. Wsiadł do samochodu jednak po minie Benningtona wywnioskował ,że jakakolwiek rozmowa w tym momencie nie ma sensu. Chester włączył radio, by zagłuszyć chodź trochę ciszę. Kilka minut później byli pod domem Chaz'a i Brad'a. 
- Wejdziesz ? - spytał Chazy. - Pomógłbyś mi się spakować? Pisałem już do David'a i niedługo ma tu być jego znajomy to zabierze wszystkie sprzęty. - Bennington patrzył na przyjaciela nieco smutnym wzrokiem. 
- Jesteś pewien,że chcesz się wyprowadzić? 
- Tak. Już dawno to planowałem a ta cała Bella tylko mi w tym pomogła. Zresztą to mieszkanie jest za małe dla tylu osób.- odrzekł wysiadając z samochodu. 
- Skoro to ma Cię uszczęśliwić to jasne,że Ci pomogę. W końcu od tego jestem. - Spike poklepał przyjaciela po ramieniu z uśmiechem na twarzy. 
- Dziękuje. Dziś zacznę czegoś szukać mam nadzieję,że szybko coś znajdę. 
- Nie ma co szukać na wariata i, byle czego. Przez ten czas wprowadź się do mnie. Wyprowadziłem się od Rob'a, więc mam dużo miejsca. 
- Nie , nie chce Ci przeszkadzać. - Chester uśmiechnął się przez zaciśnięte usta. 
- W czym ty mi masz niby przeszkadzać? - Mike zaczął się cicho śmiać. 
- Już Ty dobrze wiesz w czym. - dwójka przyjaciół śmiała się opierając się o samochód. 
- Widzę żarcik się wyostrzył. Nie zapominaj ,że Niki mieszka sama. Chyba jak Cię od czasu do czasu zostawię samego w domu to nic Ci się nie stanie ? - powiedział z ironią Mike. 
- W takim razie zgoda.- Chester uścisnął dłoń Mike'a i w nieco lepszych nastrojach weszli do domu. 
- Siema wariacie. - odezwał się Brad stojący na schodach wraz z Sophie. 
- Cześć. - Chaz posłał zakochanym uśmiech.- Ja tylko na chwilę. Spakuje się i już mnie nie ma. Nie przeszkadzajcie sobie. 
- Poczekaj na mnie chwilę. - zwrócił się Brad do ukochanej, po czym złożył na jej ustach szybki, ale jakże czuły pocałunek. Ta bez słowa weszła na górę i zamknęła się w ich sypialni. - Czy to prawda,że się wyprowadzasz ? -powiedział Delson tym razem już do Chestera.- Dzwonił do mnie Dave,żebym zebrał to, co potrzebne i wynosił po woli przed dom. 
- Tak to prawda. Najwyższy czas przeciąż pępowinę. - wszyscy zaczęli się śmiać. - A tak na serio to już dawno o tym myślałem. Teraz to tylko czysta formalność. 
- Stary zostań to ja powinienem się wyprowadzić. W końcu to ja sprowadziłem tu dziewczyny. - Brad niezaprzeczalnie miał wyrzuty sumienia co widać było na pierwszy rzut oka. Chaz wymienił z Shinodą jednoznaczne spojrzenia. 
- Brad posłuchaj mnie. - Chazy położył dłoń na ramieniu mężczyzny.- Nie musisz się stąd wyprowadzać. Mieszkanie jest w 100%-tach twoje. Nie wynoszę się stąd z powodu dziewczyn rozumiesz ? - Bennington uśmiechnął się jednym kącikiem ust, po czym usiadł obok Delsona. - Wiesz,że nie lubię być długo w jednym miejscu. I, to jest jeden z głównych powodów. Do tego te pokoje są dla mnie zdecydowanie za małe. - zaczął się śmiać.- Więc nie pierdol tylko leć na górę do Sohpie. - Chazy klepnął Owieczkę w głowę, po czym wstał i ustał obok rozbawionego Shinody. 
- Dziękuje Ci Chazy jestem Twoim dłużnikiem. - Delson rzucił się na Benningtona przytulając go.- Twój pokój jest chwilowo zajęty, ale za chwilę będziesz mógł się spakować. Daj mi chwilę.- Po tych słowach Delson wbiegł do pokoju. 
- Chcesz się czegoś napić? - spytał Chaz. 
- Co Ty się tak rządzisz już tu nie mieszkasz. - zadrwił Mike. 
- Nie to nie sam się napiję. - Chazy wyszczerzył się, po czym nalał do dwóch kubków kawę.-Trzymaj. Wiem,że tego pragniesz. - Mike wziął kubek i tak jak Chazy oparł się o szafkę patrząc na pusty jak dotąd salon. Bennington upił łyk kawy, po czym spojrzał na Shinode. - Co Ty mi się tak przyglądasz ? 
- Zastanawiam się, gdzie ty podziałeś koszulę i czemu masz na sobie tylko marynarkę? 
Chazy spojrzał w dół. Mike miał rację. Mężczyzna miał na sobie jeansy i rozpiętą marynarkę pod którą nie było koszuli. 
- Wparowałem rano do kuchni i przestraszyłem Maci a później sok wylądował na mojej koszuli. Stąd jej brak no i zapomniałem jej wziąć. -spokojnie wytłumaczył brunet, po czym nerwowo podrapał się po głowie. 
- I wszystko jasne. - zaśmiał się Mike.- Jeśli jest tu osoba, o której myślę a jest na pewno to masz przesrane brachu. 
- Ściągaj koszulkę szybko! - Bennington szybko odstawił kubek i z przerażonym wzrokiem wpatrywał się w Mike'a. Czuł się jakby za chwilę miała go gonić banda dresów z kastetami w rękach. 
- No, ale kochanie tak w kuchni?! - Shinoda udając kobiecy głos zaczął drwić z całej tej sytuacji.- Chodźmy na górę. - wychodząc z kuchni pociągnął przyjaciela za sobą nadal udając. Chester'owi udzielił się humor bruneta i brnął wraz z, nim w całą tą sytuację. 
- Świetnie poruszasz tym zgrabnym tyłeczkiem misiaku. Arrrr. - oboje siedzieli na kanapie i śmieli się w niebo głosy. Mike zaczął jeździć palcem po torsie Chaz'a.- Mmmm no dalej skarbie.- Całej tej sytuacji przyglądała się Bella. Stała jak wryta ze łzami w oczach. Po jej minie można wywnioskować,że była wręcz załamana całą tą sytuacją. Ubrana w dresy i czarny nieco za duży na nią dres wycierała łzy spływające po jej policzkach. 
- Nie.. to nie może być prawda. - mówiła zapłakana. - Wy ... razem??! Chester dlaczego mi to robisz ?- kobieta odwróciła się na pięcie, po czym trzaskając drzwiami zamknęła się w łazience. 
Przyjaciele wymienili znaczące spojrzenia jednak cisza nie trwała długo. Kilka sekund później oboje śmiali się. Chazy mimo głupiego zachowania dziewczyny na imprezie poczuł się trochę nieswojo. Wiedział,że nic nie zawinił w końcu oni tylko się wygłupiali. Było mu żal dziewczyny,że przez niego cierpi. Nie chciał tego... 
-Co Ty tak spoważniałeś ? - jego przemyślenia przerwał mu Mike. Stał na przeciw kanapy z poważną miną. - Chodź na górę spakujemy Twoje rzeczy i spadamy.- Bennington bez słowa podniósł się, po czym razem z przyjacielem wszedł na górę. Na łóżku leżała sterta damskich ubrań. Spike podniósł stanik z podłogi i pomachał, nim do Chester'a. - To Twoje? - na jego twarzy znów zagościła radość.- Chester Molester.- odrzekł z przerażoną miną. 
- Chyba Mikey Molester. Jeszcze przed chwilą macałeś mnie po klacie pedofilu. - Chaz cisnął w znajomego bluzkę leżącą na łóżku.- Dobra rozejm, bo w takim tempie to ja się do jutra nie wyprowadzę. Mężczyźni od razu wzięli się za pakowanie. Ubrania niechlujnie wrzucali do walizki a wszystkie inne przedmioty chowali nieco ostrożniej do pudełek. 
- Mogę się coś Ciebie o coś spytać ? - odrzekł Mike układając papiery w pudle. 
- Jasne wal. 
- Ostatnio zauważyłem,że się zmieniłeś. To,że ta laska przez Ciebie płacze to norma kiedyś nie jedną tak załatwiłeś, chociaż Bella płacze bez powodu. No, ale mniejsza o większość. Kiedyś już dawno wykorzystałbyś taką okazję,żeby ją pocieszyć i nie tylko... -tu na chwilę przerwał.- A teraz nic. Gdzie jest ten stary Chester łamiący dziewczynom serca? Według mnie zmiana jak najbardziej na plus, ale zastanawiam się co na Ciebie wpłynęło ? Od dobrych 4 miesięcy pierwszy raz się porządnie nawaliłeś. 
- Byłem skurwielem źle trochę się ogarnąłem też źle. Nie rozumiem już Was. Znudziło mi się to całe wyrywanie dziewczyn. Mam już trochę lat i chyba pora się ustatkować. Nie chce mając 70-siąt lat siedzieć sam w pustym domu. Może po mnie tego nie widać, ale chciałbym kiedyś mieć rodzinę,dzieci. Pragnę mieć obok siebie, chociaż jedną osobę ,z którą będę spędzał wigilię czy jakiekolwiek inne święta. Już sobie to wszystko wyobrażałem. Widziałem Ciebie i Nicolę z gromadką małych Shinodziaków.- w tej chwili oboje zaczęli się uśmiechać. 
- Jakie Shinodziaki ? - do pokoju weszła roześmiana Niki.- Ja o tym nic nie wiem. -Mike szybkim krokiem podszedł do ukochanej i czule się z nią przywitał. Objął ją w pasie i przytulił. Miała na sobie jeansową kurtkę białą koszulkę i czarne skórzane spodnie. 
- No już mi się tu nie miziajcie tak macie od tego całą noc. - wtrącił się Chazy pakując ostatnie ubrania z szuflad. 
- Pomóc Wam w czymś ? - Nicola od razu zabrała się za układanie ubrań w walizce.- Jak będziecie tak układać te ciuchy to Wam walizek nie starczy. 
- Pójdę po coś do picia. - odrzekł Spike i wyszedł z pokoju. 
- Dzięki przyda się tu damska ręka. Otóż Twój wspaniały chłopak nie umie składać ubrań i dlatego to tak wszystko wygląda. Zresztą nie ma się co nad tym użalać i tak czeka mnie jeszcze nie jedna wyprowadzka. 
- Właśnie a pro po. - wtrąciła Niki.- Kilka przecznic dalej jest dom na sprzedaż. Może, by Ci się spodobał. Moja znajoma jest agentką nieruchomości. - w tej chwili podała mu jej wizytówkę.- Zadzwoń na pewno Ci pomoże coś znaleźć. 
- Dziękuje za pomoc. Na pewno się do niej odezwę. - Chazy podszedł do brunetki i pocałował ją w policzek. - Nie wiesz, ile to dla mnie znaczy. 
- Zostawić Cię na chwilę i już mi dziewczynę podrywasz ? -do pomieszczenia powrócił Mike z tacką, na której stały 3 szklanki z sokiem. 
Chester podniósł do góry obie ręce. 
- Nic tu nie było. Jestem niewinny. - całą trójka roześmiała się i od razu zabrała się za pakowanie. 
Pół godziny później wszystkie walizki i pudła stały na podjeździe. Mike,Chazy,Brad i Dave ochoczo pakowali cały sprzęt do ciężarówki. Ostatnią rzeczą,którą włożyli była ukochana gitara Chestera. 
- To wszystko podwieźcie pod dom Spike'a. Spotkamy się na miejscu. - krzyknął do Dave'a Chazy. 
************************* 
Dwa tygodnie później. 
Mężczyzna z niecierpliwieniem oczekiwał na znajomą nerwowo stukając palcami o blat stolika. Widząc,że nadchodzi szybko poderwał się do góry rozpinając przy tym guzik od swojej marynarki.. Grzecznie się przywitał za co został nagrodzony całusem w policzek. Mężczyzna już z daleka był zachwycony jej widokiem. Jej czerwona koszula w czarną kratę doskonale współgrała z czarną skórzaną spódniczką przed kolana. Na nogach miała swoje ulubione białe trampki przed kostkę a włosy starannie związane w kucyk. Brunet zaś ubrany w szare spodnie,czarną koszulę i marynarkę tego samego koloru. Wyglądał dziś bardzo elegancko a zarazem uroczo. 
- W końcu się widzimy. -odrzekła uśmiechnięta od ucha do ucha brunetka.- Przez tą przeprowadzkę do nowego domu rzadko się widujemy.- Kobieta usiadła na przeciw znajomego rozpoczynając rozmowę. 
- Niestety, też to zauważyłem. Ale wszystko da się nadrobić.- z uśmiechem na twarzy patrzył jej w oczy. - Jeszcze tylko małe porządki i koniec tej męczarni a, wtedy zapraszam na parapetówkę. Swoją drogą, dzięki Nicoli szybko znalazłem ten dom. Tak nie wiadomo czy bym coś znalazł.- mężczyzna zaczął przeglądać menu. 
- Trzymam za słowo. Porządki żaden problem służę pomocą. Powiedz tylko, kiedy,o której i przede wszystkim, gdzie. Jeszcze tam nie byłam. - kobieta poszła w ślady Chestera i również otworzyła kartę. 
- Nic nie stoi na przeszkodzie żebym Cię tam zabrał, choćby dziś. Tam przynajmniej można spokojnie pogadać. 
- No, nie wiem,nie wiem CHESTER MOLESTER. -dziewczyna przyłożyła dłoń do twarzy zasłaniając tym gestem usta. Po chwili jednak wybuchnęła śmiechem. - Przepraszam, ale nie mogłam się powstrzymać. 
- MIKE ! -powiedział pod nosem. - Jak się bardziej postarasz to może przyjmę te przeprosiny.- zaśmiał się.- Szybka decyzja bierzemy jedzenie na wynos czy zostajemy tu? 
- Wieści szybko się rozchodzą. - brunetka zamknęła menu i położyła ręce na stole wpatrując się w przyjaciela.- Mam lepszy pomysł. Znam przepis na świetną pizze. Wstąpmy tylko do jakiegoś sklepu i możemy jechać do Ciebie. Oszczędność przede wszystkim.-zaśmiała się po cichu, po czym wyjęła telefon ,który natarczywie dzwonił.- Przepraszam Cię na chwilę, ale muszę odczytać tą wiadomość to od mojego współlokatora. Nie pogniewasz się? - spytała nadal nie spuszczając wzroku z bruneta. 
- Jestem jak najbardziej za.-odrzekł radosnym tonem, po czym wstał i jak przystało na gentlemana odsunął delikatnie krzesełko dziewczynie.- Jasne śmiało czytaj.- oboje udali się w stronę samochodu mężczyzny. Chester na każdym kroku starał się być kulturalny. Tym razem otworzył znajomej drzwi, po czym delikatnie je zamknął i rozpinając marynarkę usiadł za kierownicą. 
- Znów?!?...- szepnęła sama do siebie. 
- Coś się stało? - spytał zaniepokojony Chazy włączając się powoli do ruchu. 
- Nie nic. Po prostu mam już go dość. Czuję się tam jak w hotelu, a nie domu.- dziewczyna westchnęła.- Ale nie mam zamiaru sobie psuć humoru przez niego. Masz tam coś w lodówce czy wszystko trzeba kupować? -spytała już w nieco lepszym nastroju. 
- Nie omieszkam Cię wypytać o tą sytuację, ale to, dopiero jak Cię upiję, a potem ... CHESTER MOLESTER. - Chazy zrobił wielkie oczy. Zapadła chwila ciszy jednak nie na długo kilka sekund później oboje śmiali się z tej sytuacji.- Szczerze mówiąc nie mam tam nic. - chłopak wyszczerzył się. 
- No proszę jakie zamiary ma pan wobec mnie. Ale jakoś mnie to nie przeraża. Już Cię trochę poznałam i wiem czego się mogę po Tobie spodziewać.- kobieta odwzajemniła uśmiech pokazując przy tym szereg białych zębów.- Czemu mnie to nie dziwi?! Pewnie mi z głodu umierasz ? -powiedziała troskliwym tonem. 
- Wiesz nie jest tak źle w sumie mam Mike'a on zawsze coś przyniesie. Dlatego się z, nim przyjaźnię.- w tej chwili zaczął się śmiać.- A tak serio to aż tak pustej lodówki nie mam, ale dużo tam nie znajdziesz to prawda.- mówiąc to właśnie wjeżdżał na parking małego supermarketu. Szybko wysiadł z samochodu, by otworzyć dziewczynie drzwi. Zdjął marynarkę,którą niechlujnie rzucił na tylne siedzenie. Jednym ruchem sprawdził tylko czy wziął telefon i portfel i ruszył za dziewczyną zamykając samochód automatycznym pilotem. Pochłonięcie rozmową na różne tematy weszli do sklepu. Dziewczyna od razu chwyciła za koszyk jednak Chester zwinnie jej go zabrał. - Pozwól,że wezmę. -odrzekł bawiąc się kluczykami, które trzymał w drugiej dłoni. 
- Dobra nie będę się z Tobą o koszyk kłóciła. - od razu powędrowali w pierwszą alejkę. Mężczyzna tylko przyglądał się poczynaniom kobiety ,która co chwila wrzucała coś do koszyka. Sam nienawidzi zakupów. Gdyby nie nie musiał wcale, by ich nie robił jednak w takim towarzystwie skusił się na to. Ten szum,tłumy ludzi i wielkie kolejki doprowadzały go do szału. Jednak w tej chwili jego myśli krążyły wokół jednej osoby nie zważając na to, co działo się dookoła. - Produkty mamy. Teraz Twoja kolej. Wybierz coś do picia masz pole do popisu. - zaśmiała się. Chłopak bez słowa ruszył w stronę alejki z alkoholem. Ustał przed wielką pułkom starannie oglądając każdą butelkę. Wiedział co chciał kupić jednak sam nie mógł tego dostrzec. Dokładnie przyglądał się każdej butelce. 
- Zaczekaj tu chwilkę. Zaraz wracam. - Chazy postawił koszyk na boku i z uśmiechem podszedł do kobiety, która zajmowała się sprzedażą alkoholi. Po chwili rozmowy wrócił z dwiema butelkami wina. - Piłaś je już ? -spytał pokazując kobiecie ciemną butelkę.
- Nie tego jeszcze nie miałam okazji próbować. 
- Świetnie w takim razie to będzie Twój pierwszy raz. - Chazy spojrzał na Maci z wielkim bananem na twarzy.- Bez skojarzeń dobreee? - odrzekł naśladując jednego z tutejszych komików. 
- I, kto tu ma niby skojarzenia ? - kobieta podniosła jedną brew nie przestawiając się uśmiechać. W świetnych humorach udali się do kasy.Kolejka była dość długa dlatego zapowiadało się,że trochę tu sobie postoją.Stali w kolejce, gdy nagle z twarzy chłopaka w jednej chwili zniknął uśmiech. Kobieta chciała wyczytać z jego twarzy jakiekolwiek emocje. Jednak nie skutecznie. Chester stał jak wryty patrząc przed siebie. 
- Viki... - to jedyne co w tej chwili był w stanie powiedzieć.
_____________________________________________________________________
Taka mała prośba. Będę niezmiernie wdzięczna,jeśli po przeczytaniu zostawisz tu komentarz. Wystarczy jedno słowo oceny i tyle :) Po prostu nie wiem czy jest dalej sens pisania.
Pozdrawiam i liczę na szczere jak zawsze komentarze.